
24 gru ZJAZD NA ŚWIĘTA – HISTORIA KASI (NA POPRAWĘ HUMORU)
Witajcie moi Drodzy w tym przed świątecznym okresie, gdzie każdy się spieszy…
Jak wiadomo grudzień to specyficzny miesiąc gdzie cuda się zdarzają, a jak to mówił pewien mądry i oczytany człowiek „takie rzeczy się fizjologom nie śniły”. Każdy z nas miał jakiś plan na grudzień, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniem, aby zrobić swoje i zjechać na święta.
Opowiem Wam (na poprawę humoru oczywiście, bo nie mam zamiaru użalać się nad mym losem) moją przygodę grudniową.
Już pod koniec listopad załadowałam sobie naczepę, aby z dniem 1 grudnia udać się w 3-tygodniową podróż po Europie. Wszystko szkło gładko, jak sobie zaplanowałam, gdy około drugiego tygodnia mojej zmiany zaczęło wszystko iść nie tak. Najpierw telefon od spedytora, co to wpadł na genialny pomysł załadowania pełnej paki mrożonki w Belgii z 7.! rozładunkami po sklepach w Niemczech… Zapewnił mnie, że to tylko po to, aby spod Gentu ściągnąć mnie pod Strasbourg, aby zrobić fajny strzał na Czechy. I tak poniedziałek oraz wtorek bujałam się po sklepach, gdzie na mój widok niemal każdy dostawał wylewu. Bo kto to słyszał, aby zestaw koń plus naczepa przyjeżdżał do centrum wiosek zabitych dechami pod rampę dla solówki. Jednak dzielnie przeżyłam to szaleństwo, bo wiedziałam, że weekend nadchodzi, a jak weekend to zjazd do domu. Zatem jadę. Raptem 30 km do Świecka z lufą ładunku do Poznania godzina 20.00 w minioną środę. Dzwoni szef… ehh powiem tak. Zły to człek nie jest. Też jeździ i jest to zarówno plus jak i minus, bo o ile zna realia transportu, to sadzi takie mądrości parkingowe, że coś we mnie po każdym jego telefonie umiera. A człek ten lubi do mnie dzwonić…
– Jak tam?
– No spoko. 30 km do Świecka jutro zrzucam Poznań i jakaś krótka trasa, aby zjechać w niedzielę.
– Cooo? Ja myślałem, że zjedziesz w Wigilię rano….
– Chyba cię… [cenzura].
– No bo jak zjedziesz w niedzielę, to będziesz miała 3 tygodnie wolnego w grudniu!
– Jestem w trasie od 1 grudnia. W niedziele będzie 20. Ty mi powiedz od kiedy grudzień ma 6 tygodni, bo o czymś nie wiem.
I tak w gwoli kompromisu zgodziłam się ostatecznie zjechać we wtorek maksymalnie na bazę… A to dopiero był początek owego wodospadu porażek przed zjazdem do domu.
Mój spedytor miał plan, jednak mój Szef wziął ładunek za miliony monet z transa. Załadunek mrożonki do Hof w DE z wymianą palet. Nic dziwnego jak na specyfikację pracy na chłodni. Jednak na załadunku zażądali nowych, jasnych palet, a ja? A ja miałam takie bardziej poprawne politycznie opalone paletki. Szef zasugerował sprzedać palety z paleciar, aby zrobić miejsce na te ładne, które odbiorę na rozładunku. Szybka akcja. Sprzedaż palet, pauza na granicy i po rozładunku w czwartek jechałam na załadunek pod wskazany adres przez szefa. Tam siedzibę miało tylko biuro. Otrzymałam namiar na magazyn, ale tam odesłano mnie na kolejny, ten właściwy. Na miejscu problem. Trzeba czekać, a że mój szef nie mówi w językach obcych, to ja musiałam dzwonić po spedycji niemieckiej. Od nich otrzymałam informacje, że ładunek anulowano dzień wcześniej o czym informowano mailowo… I faktycznie szef dostał maila, ale że ten był po niemiecku olał go ciepłym sokiem jabłkowym. Zaczęły się telefony z milionem pomysłów na minutę, każdy bardziej popaprany od poprzedniego. Warto nadmienić, że na poniedziałek mam przyklepany przerzut z Heilbronnu do Berlina i zjazd na bazę we wtorek na pusto.
– Jedź do Fuldy.
– Na który adres?
– Ten pierwszy… Nie, na drugi.
– Ten drugi nie wchodzi w navi ani Google.
– To na pierwszy.
– Na pewno? Zadzwoń do gościa i poproś o koordynaty GPS.
– Nieee. Nie trzeba. Jedź na pierwszy.
Oczywiście w sobotę rano pierwszy adres był błędny, ale tam uzyskałam koordynaty na właściwy. Okazało się że jakiś analfabeta pomylił ö i wpisał „cc” w zlecenie. Po załadunku udałam się za Baden Baden do Edeki. Tam na wstępie dostałam ochrzan, że w papierach nie mam nic konkretnego o ładunku i oni tego nie rozładują. Powołując się na zbliżające święta po pół godziny ustalili co przywiozłam, ale ilość palet się nie zgadzała. Przywiozłam 64 a oni zamawiali 32, zatem logiczne, że palety zdublowane zaś ilość towaru się zgadza, jednak nie dla Niemców. Po godzinie wyjaśniania zgodzili bym łaskawie się sama rozładowała.
Teraz zaś kręcę pauzę weekendową albowiem skończył mi się czas dwutygodniowy.
Byle do świąt!
Oczywiście mój list ma za zadanie rozbawić Was wodospadem porażek, którym płynę ku wolnemu…
A Was co chorego, zabawnego czy szalonego spotkało w grudniu? Podzielcie się swoimi mini tragediami transowymi 🙂
A korzystając z okazji chciałabym złożyć wszystkim i każdemu z osobna życzenia świątecznego oraz noworoczne.
Wszystkiego dobrego, dużo szczęścia, radości, śmiechu oraz tyle samo powrotów co wyjazdów!
Kasia Zbijewska