BYĆ KIEROWCĄ – OLGA

Cześć, mam na imię Olga i moja przygoda z ciężarówkami zaczęła się tak dawno temu, że muszę sięgnąć pamięcią naprawdę odległych czasów. Pamiętam, że kiedyś w wakacje pojechałam w trasę z moim ówczesnym chłopakiem. Trasa była nie dość, że do Hiszpanii to jeszcze docelowo na Palmę de Mallorcę, gdzie po rozładunku spędziliśmy kilka dni zwiedzając i oczekując na nowe zlecenie.

Dla mnie wtedy to było coś wspaniałego, same nowości, dużo rzeczy zobaczyłam po raz pierwszy raz w życiu. Pomyślałam sobie wówczas, że zawód kierowcy zawodowego otwiera przed człowiekiem świat i w życiu w cale nie trzeba się ograniczać do telewizji czy książek, ale wiele można zobaczyć na własne oczy.

Wtedy zrodził się szalony pomysł zrobienia prawa jazdy kat. C+E. Na tamten moment było to mega dziwne i abstrakcyjne. 12 lat temu naprawdę dziwnie patrzono na kobietę za kierownicą ciężarówki, ale to temat na inną rozmowę 🙂

Ani mama, ani tata nie byli szczególnie zdziwieni moim pomysłem. Tata oczywiście obiecał nawet sfinansować mój pomysł, opłacić prawo jazdy i całą resztę, która była niezbędna by pracować w zawodzie kierowcy. Oni mnie już znali z takich pomysłów, bo już wtedy miałam uprawnienia na kat. A i Kawasaki Zx7R, co wtedy też było dla otoczenia dziwne.

Oczywiście w czasie kursów było dość zabawnie, bo każdy myślał, że moja nauka to jakiś żarcik. Jazdy wspominam dość dobrze, za wyjątkiem jednego momentu kiedy musiałam prosić o zmianę instruktora, ponieważ miałam takiego, który zamiast zająć się nauką ciągle rzucał jakieś dwuznaczne, krępujące teksty, a to było naprawdę nie do zniesienia. Później już dostałam innego instruktora, który do obowiązków podchodził w pełni profesjonalnie.

W sumie uprawnienia zdobyłam dosyć szybko i do dziś uważam, że moje zdanie na kat. CE za pierwszym razem to była kwestia bardziej szczęścia niż rzeczywistych umiejętności. Bardzo się bałam parkowania prostopadłego tyłem na placu i byłam pewna, że na tym obleję a tu NIESPODZIANKA – ZDANE.

Z zatrudnieniem nie miałam problemu, bo wziął mnie pod swoje skrzydła mój chłopak, który wtedy miał 5 lat doświadczenia i mógł sobie pozwolić na znalezienie dobrej pracy oraz poręczyć za moją naukę. Zwłaszcza na początku, bardzo mi pomagał i dużo mnie uczył.

Była to firma holenderska z filią w Polsce. Jeździliśmy DAF-em i do dziś mi tak zostało, że uwielbiam te samochody. Po jakim czasie zmieniliśmy firmę nie będąc świadomymi, że trafiamy na tzw. Dziad transa. Chwilę później moje drogi z chłopakiem się rozeszły, on wyjechał za granicę, a ja zostałam u tego „dziada”.

Na szczęście w końcu się zwolniłam i zaczęłam się rozglądać za nową pracą. Pocieszałam się przy tym, że gorzej już trafić nie będę mogła i każdy inny przewoźnik powinien być lepszy. Ale tym razem szczęście się do mnie uśmiechnęło i przeszło 3 lata temu trafiłam naprawdę do dobrej firmy, w której pracuję do dziś.

Nie będę ukrywać, że sama jazda sprawia mi przyjemność, ale musiałam się jakoś nauczyć odnajdywać w męskim gronie, bo mimo że dziewczyn z dnia na dzień jeździ coraz więcej, to jednak zawód kierowcy nadal zdominowany jest przez mężczyzn, a ci są bardzo różni. Niektórzy bardzo mili i chętni do pomocy. Naprawdę fajnie wspominam niektóre momenty, ale były też chwile, w których było mi bardzo przykro właśnie ze względu na zachowanie facetów. Zwłaszcza tych, którym wydawało się, że jak już dziewczyna pracuje w transporcie to trzeba ją koniecznie poderwać. Z tym tylko, że ja nie byłam zainteresowana żadnymi „romansikami” w trasie.

I tu zaczynał się problem, bo większość mężczyzn ma bardzo wysokie mniemanie o sobie i w momencie gdy im się odmówi potrafią być bardzo niemili. A wiadomo przecież, że w pracy bardzo ważna jest atmosfera i mimo, że kierowcy widują się sporadycznie bardzo niedobrze jest, gdy są do siebie wrogo nastawieni.

PODOBA CI SIĘ TEN WPIS?  😎😎😎 POLUB NASZ FANPAGE 😎😎😎  BĘDZIESZ NA BIEŻĄCO!