BYĆ KIEROWCĄ – ZYGMUNT, KTÓRY UWAŻA, ŻE ZAWÓD KIEROWCY TO SUPER-FACH

Mam na imię Zygmunt i chciałbym zachęcić młodych adeptów do wyboru zawodu kierowcy, bo mimo różnych obiegowych opinii uważam, że jest to super-fach.

Sam złapałem bakcyla w wieku 7 lat, jak pierwszy raz siadłem za kierownicą Stara 200 i mogłem prowadzić na drodze gminnej wiejskiej, a to było w roku 1979. Wtedy zapalił się we mnie iskierka kierowcy zawodowego i dążyłem do celu. W wieku 17 lat zrobiłem prawo jazdy kategorii T, bo szkoła tego wymagała, żeby zaliczyć klasę.

Na 18. urodziny uzbierane pieniądze zainwestowałem w następną kategorię AB i po miesiącu od urodzin odebrałem „kwity”. Po roku pojawiła się szansa ukończenia kursu kategorii C w ośrodku szkolenia wojskowego Tomaszów Mazowiecki (rok 1992). Po odsłużeniu służby zasadniczej zrobiłem upragnioną kat. E i mogłem wreszcie prowadzić pełen zestaw pojazdów ciężarowych.

Ale dla młodego adepta zawód kierowcy był ciężki do zdobycia, bo wszędzie chcieli 5 lat doświadczenia. W latach 90. ciężko było zdobyć pracę na etacie, wszędzie chcieli, by pracować na czarno. Jeździłem czym się dało nie bałem się żadnego sprzętu od ciągników po kombajny. Byłem I mechanikiem, nie bałem się wyzwań jakie życie mi stawiało.

W transporcie pierwsze kroki były oczywiście po kraju Starem 200 wywrotką,  później była izoterma Liaz z naczepą, a to w roku 1997 to było już coś. W międzynarodowym transporcie było to Iveco TurboStar a później Renault Menager G340. To były lata 2000. Początki były bardzo ciężkie brak doświadczenia, częste „gumy”, bo auta były przeładowane. Kierowca sam musiał sobie radzić ze wszystkim, będąc mechanikiem, kucharzem a nawet sprzątaczką. W systemie nigdy wówczas nie jeździłem, bo zawsze praca była od poniedziałku do piątku. Pamiętam do dzisiaj, jak kolega mnie holował bez wspomagania, gdyż blok silnika wywalił korbowód, dziura obok pompy paliwowej, coś zaczęło się palić… Ale szybko za pomocą gaśnicy udało się to opanować. A na dodatek było zimno, jak to w styczniu.

Wreszcie wyjechałem na zachód Europy. Tam była również różna praca czy to na koparce, czy w magazynie. Nie poddawałem się jednak i brałem życie za barki. Ciężkie to były czasy dla młodego człowieka, który myślał, że mu wystarczy 5 lat doświadczenia razem z wojskiem. Bez języka, pamiętam w Holandii człowiek machał rękoma, coś próbował dogadywać się po niemiecku. Trudno było, ale nie wstydzę się tego i  myślę, że życie kierowcy jest stresujące, ale i zarazem piękne, bo człowiek jest sam sobie panem.

Jeździłem różnymi pojazdami począwszy od „busów” po zestawy ciężarowe. Z żoną Agnieszką obecnie pracujemy w Niemczech u jednego pracodawcy w KOCH International Spedition Osnabrück. Agnieszka jeździ chłodnią pod BASF, a ja na BDF tak zwanych weksel Brücke z osią skrętną. Wożę praktycznie wszystko co można zapakować. Szef spedycji Heinrich Koch International Spedition Osnabrück jest bardzo nowoczesnym szefem, który inwestuje w nowe technologie i myślę, że nasza współpraca będzie trwała do emerytury.

Mieszkamy w Niemczech i w domu jesteśmy zawsze na weekend. Normalnie młode małżeństwo non stop romans, mogę tak nazwać naszą sytuację. Staramy się we wszystkim uzupełniać, co najlepiej widać choćby właśnie na przykładzie świąt. Choinkę ubieram ja,  żona rozbiera. Dania wspólnie przygotujemy, choć smażeniem zajmuję się sam. Żona natomiast potem robi rybę po grecku czy śledzie po wiejsku. Jak że jesteśmy oboje kierowcami zawodowymi żyjemy po partnersku.

A korzystając z okazji, że to czas szczególny wraz z żoną życzymy zdrowych spokojnych i pełnych rodzinnego ciepła świąt. W sytuacji, gdy Boże Narodzenie spędzamy sami w domu, pełni niepokoju co przyniesie jutro, pozostaje nam życzyć zdrowia, które teraz doceniamy najbardziej i nadziei, że przeżyjemy i wyjdziemy z tego doświadczenia mądrzejsi, silniejsi i uważniejsi wobec otaczających nas osób. Pamiętajcie, że pomimo odległości sercem i myślami jesteśmy z Wami!