BYĆ KIEROWCĄ – MARYSIA, KTÓRA ZAWÓD KIEROWCY PRZEKUŁA NA SWÓJ OSOBISTY SUKCES

Moja przygoda z kierownicą rozpoczęła się, kiedy podsunięto mi pomysł pracy jako kierowca busa na trasach międzynarodowych. Od momentu zdania na prawo jazdy kochałam prowadzić samochód, zaczęłam interesować się motoryzacją, a że jestem odważna i samodzielna, więc pomyślałam – no pewnie!

Znalazłam firmę, która bez problemu zatrudniła mnie bez jakiegokolwiek doświadczenia. Super! Ale tak mi się tylko wydawało i okazało się, że był to jeden wielki niewypał i dlatego nie najlepiej wspominam swoje początki.

Potem przesiadłam się na wywrotkę i zaczęłam jeździć na trasach międzynarodowych, głównie w kierunku Włoch, ale bywają też inne kraje, na przykład moja ukochana Hiszpania.

Czy można tak kochać ten znienawidzony przez dużą ilość osób zawód, by nawet koło po wystrzale zmieniać z uśmiechem na twarzy? Tak, ciągle i niezmiennie, po 5 latach mojej „kariery” w transporcie pasja nie wygasła. Niektórzy patrzą na mnie z politowaniem dopatrując się powoli jakiejś choroby psychicznej, na co czasem sama z uśmiechem przytakuję 🙂

Nie ukrywam, że większość swojego życia poświęciłam i podporządkowałam pracy kierowcy. Czuję się spełniona i na odpowiednim miejscu. Ludzie przepowiadali mi, że znudzi mi się, że najeżdżę się i przejdzie mi całe zamiłowanie, że to nie jest miejsce dla kobiety. Mimo, że nie staram się udowadniać na siłę, że prawda jest inna, to lubię czasem utrzeć nosa niedowiarkom i sceptykom pokazując kolejny raz, kiedy zmieniam sobie koło, rozbieram i składam elementy kabiny Scanii czy wjeżdżam w miejsca, w których doświadczony, stary wyga zaczyna się pocić.

Cieszę się, że firma, w której pracuję, daje mi możliwość spełniania tych pasji, co widać wizualnie po zmianach wyglądu „mojej” Scanii. Trwało to sporo czasu, ale wizje z mojej głowy udało przekuć się w rzeczywistość, za co jestem firmie i osobom, które mi pomagają bardzo wdzięczna. Satysfakcja z tego smakuje jeszcze bardziej, kiedy zestaw podoba się nie tylko mnie, ale też innym, a ogrom energii i czasu włożony w pracę nad tym jest również mój. Uwielbiam spotykać się z pasjonatami, wariatami podobnym do mnie, którzy rozumieją to zamiłowanie. Ale mam bardzo duży szacunek wobec kierowców, którzy rzetelnie wykonują swoją pracę, mimo że robią to głównie dla utrzymania swojej rodziny i jest im wszystko jedno, jaką ciężarówką jeżdżą.

Piszę o tym, bo czasem zdarzy mi się spotkać kierowcę, który niechętnie i z obawą ze mną rozmawia, jakby bojąc się krytyki z mojej strony, wstydzi się zaparkować obok swoim starszym, „niezrobionym” autem. Wszyscy jeździmy na tym samym wózku, jesteśmy tak samo kierowcami, więc nigdy nie segreguję ludzi na tych lepszych, czy gorszych. Nie lubię tylko sytuacji, gdy podchodzi do mnie kierowca i szyderczo zadaje pytania, po co czyszczę felgi albo poleruję zbiorniki. Złe intencje i negatywne podejście od razu daje się wyczuć, a ja powtarzam tylko, że swoim zachowaniem absolutnie nie robię komuś krzywdy, więc niech wraca do picia piwka w swojej kabinie, a ja biorę się za smarowanie czernidłem opon 🙂

Pasja nie skupia się u mnie tylko na pięknych ciężarówkach. To również radość z jazdy, z dużej ilości kilometrów, z nowych miejsc, cudownych widoków. Aktualnie w większości moje trasy obejmują Włochy. Moim marzeniem jest pojechać do Grecji, chciałabym kiedyś zobaczyć Skandynawię i wrócić do hiszpańskich tras. Ale wiadomo, że nie można mieć wszystkiego na raz i cieszą mnie małe rzeczy, tj. trasa w to samo włoskie miejsce, ale wiodąca przez malowniczy krajobraz. Po dwóch weekendowych dniach w domu już czuję potrzebę pojechania w trasę. Mimo, że w domu też czeka na mnie moje czterokopytne „dziecko” Ada (pasją od zawsze na zawsze również są konie i jeździectwo, mam swojego konia imieniem Ada), to praca ta jest dla mnie uzależnieniem. Nie wszystko zawsze jest piękne, nie wszystko idzie po naszej myśli, dopada zmęczenie, zdenerwowanie w jakiejś sytuacji. Zdarzają się awarie i to w najmniej oczekiwanych momentach, a najwięcej przykrości chyba otrzymuje się od drugiego człowieka. Dlatego, że sama i świadomie wybrałam sobie tę drogę i takie życie, z każdej sytuacji staram się wyciągnąć pozytyw i godzę się ze swym losem, czekając kolejną godzinę na załadunek w firmie bez toalety dla kierowców.

Jest wiele absurdów i niezrozumienia w pracy kierowcy zawodowego, co początkującego może bardzo zniechęcić. Wytrwałość i upór są tutaj więc bardzo korzystnymi cechami. Zdecydowanie było by łatwiej, gdyby kierowcy i inni ludzie darzyli się większym szacunkiem i empatią. Mimo tego, nigdy nie zwątpiłam w to, co robię. Nigdy nie pojawiły się u mnie łzy rozgoryczenia czy frustracji z tego, w jakiej rzeczywistości jestem i co tutaj robię. Kiedy strzeliła mi opona na wewnętrznym „bliźniaku” na słowackiej autostradzie, siejąc zniszczenie w całym nadkolu, a było to zaraz następnego dnia rano po wysokiej gorączce, okropnym bólu wątroby i bezsilności, pomyślałam sobie tylko „O nie, dlaczego teraz, nie wiem, czy dam radę…” Oczywiście, że dałam, a po dokręceniu ostatniej śruby uśmiechnęłam się ze słowami na ustach „no i gitara”, pojechałam dalej, a cała choroba poszła w zapomnienie 🙂   Jedynie, czego nie mogłam odżałować, to mojego pięknego, czerwonego nadkola, ale na szczęście w następnym tygodniu już jechałam z kompletem.

Można by pomyśleć, że w tym męskim świecie i ciężkim zawodzie można zatracić swoją kobiecość. Nic z tych rzeczy! Moje koleżanki po fachu dbają o swoją urodę, malują paznokcie, znajdują czas na pełen makijaż, po czym wskakują na naczepę i zapinają 20 pasów. Ze mną jest trochę inna historia, mimo że jestem kobietą, dbam o siebie w miarę możliwości to nie robię paznokci, bo zaraz utaplam je w smarze czy w paście w paście do polerowania. Zamiast tego wolę wziąć aparat i udać się w jakieś ciekawe miejsca, bo robienie zdjęć, to kolejna moja wielka pasja.

Nienawidzę siedzieć w kuchni i gotować, więc posiłki robię sobie z konieczności i nie są to wytrawne potrawy. Zamiast tego wolę siedzieć w garażu, coś naprawić lub zepsuć, rozłożyć i złożyć, wymienić przepalone lampki, pobawić się w cardetailling. Nie lubię biżuterii, więc oczy świecą mi się na widok nowego zestawu kluczy, nie na jakąś bransoletkę. Śmieję się, że po zakupie swojego ładnego klucza przekładniowego otwarłam puszkę Pandory, bo od tego czasu często muszę go używać. Każda awaria moja czy innych na drodze uczy mnie, co robić następnym razem i jakie kolejne narzędzia mi się przydadzą i jakie sobie kupić.

Trochę mój niesforny charakter i zamiłowanie do motoryzacji sprawia, że nie jestem typową kobietą, ale jest to dla mnie na plus w tej branży. Jestem dumna z tego co robię i jak robię. Wdzięczna losowi, że posadził mnie za kierownicą ciężarówki. Nie jestem lekarzem, który uratował setki żyć, jestem tylko kierowcą, ale gdy ludzie piszą mi, że jestem w jakiś sposób dla nich inspiracją, kiedy podchodzą i rozpoznają na Master Truck mnie, Scanię i gratulują, to robi się ogrooomnie miło i przypływa kolejna fala motywacji. Myślę, że ważnym jest tutaj jak i w całym życiu pogoda ducha i pozytywne nastawienie do świata, a wtedy nawet zawód kierowcy zawodowego można przekuć w swój osobisty sukces.