BYĆ KIEROWCĄ – ANDŻELIKA, KTÓRA STARA SIĘ POGODZIĆ TRANSPORT Z TURYSTYKĄ

Mam na imię Andżelika i prawie od dwóch lat jeżdżę na kontenerach morskich.

Za kierownicę trafiłam trochę z przypadku, bo mój ówczesny mąż jeździł ciężarówkami i pewnego dnia za namową wujka, również kierowcy, postanowiłam, że zrobię uprawnienia i razem ruszymy w świat. Wcześniej byłam pracownikiem socjalnym w placówce opiekuńczo-wychowawczej i bardzo lubiłam swoją pracę, bo dzieciaki są naprawdę wspaniałe, mimo że często pochodzą z trudnych rodzin. Ciężko mi było więc to zostawić, ale nie ukrywam, że w dużym stopniu o zmianie zawodu zaważyła kwestia finansowa.

Pozostało więc tylko marzenia przekuć w czyny. Zapisałam się na dwutygodniowy kurs nauki jazdy w Łomży do OSK-Bocian, który miał charakter wczasów, z tym tylko jak się szybko okazało z prawdziwymi wczasami nie miało to nic wspólnego. Dzień w dzień było mnóstwo nauki, testów, 4 godziny praktyki, najpierw „solówką” a potem z naczepą, więc czasu dla siebie praktycznie nie było. Była nas tam grupa ok. 15 osób, ale po za mną byli sami faceci więc oni trochę inaczej spędzali wolny czas niż ja. Ale była doskonała atmosfera i widać było, że prowadzącym zależy, by należycie nas przygotować.

Egzaminy poszły mi nawet nie najgorzej, bo kat. C zrobiłam za pierwszym razem, a C+E, bodajże za trzecim.

Zatrudniłam się w tej samej firmie, w której jeździł były mąż. Trafiłam do niego na tzw. przyuczenie, ale życie potoczyło się tak i nie inaczej więc się rozstaliśmy i zaczęłam jeździć sama. Nie ukrywam, że było wiele miejsc w kraju, że gdy się pojawiałam budziłam swą osobą niemałe zdziwienie, bo wszyscy spodziewali się mężczyzny. Dlatego słyszałam czasami pytania: „Gdzie jest kierowca od tego auta?”. Więc odpowiadałam, że przecież jestem, a ktoś dalej, że nie chodzi o to kto nim przyjechał, ale gdzie jest kierowca.

Jeżdżę z kontenerami więc mam o tyle łatwiej, że odpada mi kwestia klasycznego załadunku i rozładunku. Ale nie wszystko wygląda tak różowo, bo często przytrzymują nas odprawy celne, bo my musimy się jednak odprawiać, gdyż mamy przecież towary importowane. Niemniej na rozładunku też traci się sporo czasu, bo mało kiedy ładunek jest na paletach i te wszystkie kartony i kartoniki trzeba rozpakować ręcznie. Ja wprawdzie tego nie robię, ale jest to bardzo czasochłonne.

Nie ukrywam, że nie byłam i nadal nie jestem mistrzynią kierownicy. A wiadomo, że każdy kiedyś znaczna.  Dlatego parę razy miałam sytuacje, że nie mogłam cofnąć pod wąską rampę i nawet prosiłam, by mi ktoś w tym pomógł. Ale wychodzę z założenia, że jak coś nie mogę zrobić sama, to trzeba wstyd odstawić na bok i jednak zwrócić się o pomoc. Niemniej z każdym dniem byłam coraz bardziej uparta i zmotywowana do tego, by jednak radzić sobie. Wychodziłam więc nawet po parę razy z ciężarówki, sprawdzałam jak to wygląda z zewnątrz i podejmowałam kolejną próbę. Ale to jest właśnie jedna z cech Kaszubów, bo my jesteśmy uparci i jak sobie coś postanowimy, to do tego dążymy.

Obecnie jeżdżę w systemie tygodniowym więc weekendy spędzam w domu i wówczas często gęsto dzieciaczki z domu dziecka urlopuję na tyle, ile mogę. Jestem panią swojego życia więc mogę sobie pozwolić w wolnym czasie na to, co naprawdę mam ochotę, a jak mogę jeszcze przy okazji dać komuś choć odrobinę radości to sama jestem bardzo szczęśliwa.

A na co dzień jestem szczęśliwa, gdy wsiadam do ciężarówki, gdyż naprawdę uwielbiam to co robię. Zawsze lubiłam jeździć samochodem osobowym, ale dopiero za kierownicą ciężarówki mogę się poczuć jak ten „struś Pędziwiatr”. Nawet w weekend ciężko mnie znaleźć w domu, bo nie potrafię usiedzieć na miejscu i zawsze chcę coś zobaczyć, coś pozwiedzać lub choćby odwiedzić dzieciaki. I dlatego ten zawód mi tak bardzo się spodobał, bo praktycznie każdego dnia odkrywam coś nowego.

Choć uczciwie powiem, że trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażałam. Myślałam,  że do konkretnej godziny będę kierowcą a potem turystką. Z tym, że zazwyczaj bywa tak, że jest załadunek lub rozładunek i trzeba jechać dalej. Ale zawsze staram się tak dogadać ze spedycją, że jak np. jestem pod Krakowem a potem wiadomo, iż przez wakacyjny weekend daleko nie zajadę to proszę bym mogła zostać na miejscu i wówczas mam rzeczywiście możliwość zabawienia się w turystkę. I wówczas w pewien sposób czuję się spełniona.