ANDŻELIKA ĆWICZY, BY NIE PODZIELIĆ LOSU KIEROWCÓW, KTÓRYM KRĘGOSŁUP DAJE SIĘ WE ZNAKI

Mam na imię Andżelika i prawie od dwóch lat jeżdżę na kontenerach morskich. Ale wolne chwile w trasie staram się spędzać aktywnie, a motywację do ćwiczeń czerpię od koleżanek i kolegów z grup Be Active Trucker i Hardkorowi Trakersi, do których należę.

Sport nigdy nie był mi obcy i jeżdżę zanim zaczęłam jeździć trochę ćwiczyłam. Jestem wielką fanką gum oporowych i gdy tylko czas pozwalał chodziłam na siłownię. Lubię też „morsować” bo jest to fantastyczne doświadczenie.

Gdy zaczęłam jeździć początkowo nawet nie myślałam o tym by się ruszać, bo musiałam ogarnąć nową pracę. Ale z czasem już miałam tych parę chwil dla siebie i nawet czasami trochę się nudziłam. Myślałam wprawdzie, by wziąć się za siebie, ale nie ukrywam, że trochę się krępowałam, bo widziałam, że na parkingach, gdzie są plenerowe siłownie właściwie nikt nie ćwiczy. A co dopiero kobieta…

Nadszedł jednak taki dzień, że zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo się zasiedziałam i 10-kilometrowa przebieżka, która kiedyś nie była problemem teraz takim się staje. Nie ukrywam, że w dużym stopniu do tego, by zacząć być aktywnym dał mi Adrian „Trucker” Paker, który do zawodów kulturystycznych w dużym stopniu przygotowywał się na parkingach. I wówczas pomyślałam, że skoro on może, to dlaczego nie ja? Tym bardziej, że kręgosłup dawał mi się coraz bardziej we znaki.

W końcu się przełamałam i zaczęłam ćwiczyć przed ciężarówką. Głównie z gumami i hantlami. I okazało się, że wcale nie robię za „małpę w cyrku” i żadnych prześmiewczych komentarzy nie słyszałam. Wówczas postanowiłam wziąć się za siebie na dobre.

Dodatkową motywację czerpałam i nadal czerpię od osób z grup, do których należę. Najważniejsze jest w tym, że jeden człowiek wspiera drugiego. Kiedyś miałam taki „zastój” i przestałam ćwiczyć, ale od razu pojawiły się komentarze, by nie „pękać”, ale robić swoje mimo różnych przeszkód.

I po raz kolejny się przełamałam i wznowiłam treningi. Nie ćwiczę za dużo, bo raptem 2-3 razy w tygodniu, po ok. pół godziny, choć czasem np. będąc w Kopytkowie na siłowni spędzam przeszło godzinę.

Wiadomo, że musiałam też dostawać dietę do swej aktywności. Chociaż może dieta, to jest zbyt dużo powiedziane, bo nie stosuję żadnych wytycznych, do tego co jem, ale oczywiście z pewnych produktów zrezygnowałam.

Dzień zaczynam zazwyczaj od jajecznicy, która daje mi energię na większość dnia. Gdy jestem głodna to sięgam po jakiś twarożek, bo wiadomo, że produkty wysokobiałkowe tez trzymają człowieka przez dłuższą chwilę. Na obiad najczęściej jem przygotowany wcześniej gulasz z piersi kurczaka, najczęściej z kaszą lub makaronem. Do tego dokładam dużą porcję warzyw. Co do kolacji to u mnie bywa różnie, bo ona zależy od tego co wcześniej zjem w trasie. Czyli np. banany, albo jakieś inne owoce lub proteinowe batony bez cukru. Jeśli chodzi o napoje, to stawiam na wodą mineralną, ale bardzo też lubię sok pomarańczowy. Zrezygnował natomiast z napojów gazowanych, bo one mimo że są smaczne, to robią więcej złego niż dobrego dla organizmu.

Więc, jak widać, nie jestem osobą, która chce się pokazać, że dzień bez treningu jest dniem straconym, ale raczej tą, racjonalnie myślącą o swoim zdrowiu. Dlatego uważam, że czas na porzucenie stereotypu kierowcy, który czas spędza zamknięty w kabinie, bo nawet odrobina ruchu pozwala utrzymać kondycję, co jest bardzo ważne w tym niełatwym zawodzie.

Do zobaczenia w trasie!

Andżelika