TOMEK JAKO KIEROWCA ZAWODOWY PRZYTYŁ PRZESZŁO 60 KG, ALE… WRÓCIŁ DO FORMY

Mam na imię Tomek i jestem kierowcą zawodowym. 23 lata jeździłem ciężarówką, a od 4 lat autokarem. Nigdy nie lubiłem wchodzić na wagę, bo uważałem, że wszystko jest w porządku i to kontroluję, ale wybrałem się kiedyś do dietetyczki i wówczas musiałem to zrobić. Jak zobaczyłem 142 kg, to oniemiałem, bo mam wzrostu 180 cm. I do tego stanu doprowadziła mnie jazda, najpierw mniejszymi samochodami, potem większymi i najoględniej mówić niezbyt zdrowy tryb życia. Weekendy spędzane w ciężarówce na parkingu, a co się z tym wiąże nieregularne jedzenie i nie ma co ukrywać wieczorem jakieś piwo i w efekcie waga zaczęła rosnąć.

Praktycznie się nie ruszałem i może to zabrzmi śmiesznie, ale pomogła mi pandemia. Jeździłem wówczas już autokarami, turystyka „siadła” i nie było wyjazdów więc pomyślałem, że skoro mam sporo wolnego czasu, to wybiorę się do wspomnianej dietetyczki. Podczas wizyty uświadomiła mi, że to wszystko „siedzi w głowie” człowieka i skoro sam będę nastawiony na to, że się nie da, to tak rzeczywiście będzie. A nie ukrywam, że z roku na rok czułem się coraz gorzej i nawet najmniejszy wysiłek sprawiał mi trudność. Zwłaszcza gdy jeździłem zestawem. Trzeba było rozplandeczyć, niejednokrotnie wyjść na drabinę i przerzucić pasy na drugą stronę, by zabezpieczyć ładunek. Ale sam siebie oszukiwałem, że jeszcze nie jest tak źle, niemniej pewnego dnia stanąłem „pod ścianą” i zdałem sobie sprawę z tego, że tak dalej być nie może i nie mogę siedzieć z założonymi rękami.

Ale warto wspomnieć jeszcze jedną rzecz. Gdy jeszcze jeździłem ciężarówką postanowiłem sam o siebie zadbać i w miarę możliwości zacząłem chodzić początkowo na krótsze, potem na dłuższe spacery. I udało mi się zrzucić 17 kg i zamiast 130 kg ważyłem trochę ponad 120. Ale potem górę znowu wzięło lenistwo i nie tyle jedzenie, co żarcie i co to „zgubiłem” na wadze wzrosło z nawiązką, bo zadziałała zasada jo-jo.

Dlatego już prowadzony przez dietetyczkę postanowiłem, że nie popełnię drugi raz tego samego błędu i w swym postanowieniu wytrwam. Ponownie zacząłem spacerować, ale regularnie. Jak nie było czasu to wystarczyło 500 m, ale codziennie. I wiadomo, że bardzo ważne było w tym wszystkim jedzenie. Ale, że trafiłem na osobę doświadczoną, szybko na podstawie przeprowadzonej ze mną rozmowy ustaliła, co lubię jeść i właśnie na bazie tych produktów przygotowała mi dietę. Na początek miałem się ograniczyć do 2500 kalorii dziennie. Sam myślałem, że to za dużo, ale postanowiłem jej zaufać. Po pierwszym miesiącu poszedłem do kontroli i okazało się, że schudłem 9 kg. Była to dla mnie ogromna motywacja, że warto iść tą drogą, bo są tego efekty.

Zacząłem chodzić coraz dalej i dalej i tak się w to „wkręciłem”, że nie wyobrażałem sobie dnia bez spaceru. W efekcie, w pierwszym roku mojego odchudzania odpuściłem sobie tylko 7 dni, ale to wynikało z obowiązków zawodowych.  A było mi o tyle łatwiej, bo jak już pracowałem w „turystyce”, to jak grupa udawała się coś zwiedzać, to albo szedłem z nimi, albo w tym czasie sam spacerowałem. Nie było biernego siedzenia i czekania aż wrócą.

W efekcie z miesiąca na miesiąc kilogramy szły w dół i zacząłem dodatkowo jeździć na rowerze. Nie ukrywam, że byłem z siebie bardzo dumny i dlatego chcę powiedzieć wszystkim kierowcom, że aktywność nie zabija i nawet odrobina ruchu z pewnością wpłynie na Wasze zdrowie i samopoczucie. A to w naszym zawodzie liczy się bardzo.

Dlatego Panie i Panowie wychodzimy z kabin, bo idzie wiosna więc pogoda będzie sprzyjać, a jak widać na moim przykładzie spacery i rezygnacja z obżerania się naprawdę dają efekty.