Miałem zaszczyt raz zawozić zaopatrzenie na Polski statek „Bieszczady”, który był tzw. trampem, czyli bez stałej linii. Wiozłem wiec zaopatrzenie dla marynarzy do obcego portu, chyba do Hamburga, o ile dobrze pamiętam, by nie musieli kupować go za dewizy. Cała chłodnia żarcia i picia, oczywiście też tego procentowego. Statki zaopatrywała znana wtedy „Baltona”, która miała także stoiska na granicach PRL-u i tam można było wszystko kupić, za tzw. dewizy oczywiście, w odróżnieniu od szarej rzeczywistości, która panowała w reszcie kraju.
Podobnie jak bardziej znany „Pewex”, sklepy dla dewizowców lub posiadaczy tzw. bonów dolarowych, a muszę dodać, że normalnie dewizy były nieosiągalne, nie było wtedy kantorów, banki też nie chciały, czy nie mogły ich sprzedać. Mieli je tylko ludzie pracujący za granicą, jak: marynarze, piloci, artyści, no i my, kierowcy. I tu tkwi tajemnica, dlaczego ta praca była wtedy tak lukratywna, choć okupiona niestety wieloma innymi wyrzeczeniami. Był też wtedy tzw. zawód „konika”, tj. handlarza walutą. Stali oni najczęściej pod „Pewex”-ami i pełnili funkcję dzisiejszego kantoru, czyli wymiany walut, z tym że był to zawód nielegalny, lecz tolerowany przez ówczesne władze, które miały też z tego pożytek, lecz w nieco inny już sposób.
Ja z usług „konika” nie musiałem korzystać, bo Krysia miała znajomego lekarza, który kupował każdą ilość, gdyż chciał nabyć Fiata 125 p, a kosztował on wtedy 2200 dolarów, ewentualnie innej waluty po przeliczeniu równowartości. Był on też dużo bardziej osiągalny, jak za złotówki, gdyż wówczas trwało to kilkanaście lat i dochodziło do paradoksu, że używany Fiat był droższy, jak cena nowego, gdyż ten był nieosiągalny. Nie wiem czy dzisiejszy czytelnik to zrozumie, czy może pojąć w ogóle te niedorzeczności ówczesnych czasów, ale naprawdę tak było.
Wcześniejsze odcinki wspomnień Leszka w dziale BYĆ KIEROWCĄ https://e-truckbus.pl/byc-kierowca/
PODOBA CI SIĘ TEN WPIS? 😎😎😎 POLUB NASZ FANPAGE!