42# WSPOMNIENIA EDA – TRUDNY, BARDZO TRUDNY WYBÓR (4)

42# WSPOMNIENIA EDA – TRUDNY, BARDZO TRUDNY WYBÓR (4)

Nad Świnoujściem, refleksami świateł odbitych w brudnoburych falach portowej zatoki, zapada wczesny zmierzch. Maj 1985. Pustawe o tej porze roku miasto i okolice, wolne od inwazji „stonki” (wczasowiczów), filtruje jeszcze chłodny – od morza wiatr. Wchodzimy do barako-budynku, pełniącego funkcje komory celnej.

Nasza grupa jest pierwszą w kolejności do odprawy przed wejściem na prom. Z trudem ukrywamy narastające podniecenie. Wprawdzie jesteśmy „czyści” zdając sobie sprawę z tego, iż pozostaniemy w Szwecji nie ryzykowalibyśmy zabierać niczego co mogłoby stwarzać choćby pozory podejrzeń ze strony służby celnej – jednak, hazardowość naszego postępowania wyzwala hamowany siłą woli dreszcz emocji.

U wejścia do budynku wszczyna się harmider. Szeptana poczta niesie od czoła oczekującej grupy wiadomość, że przez komorę celna przechodzić będą rodacy powracający ze Szwecji. Jednak wracają? – łapię się na niedorzeczność tego skojarzenia. Pewno że wracają. Większość wraca. My jesteśmy wśród tych którzy stanowią – owszem, znaczny, ale w całościowym rozliczeniu ruchu turystycznego prowadzonego poprzez Orbis niewielki procent Polaków, którzy w taki to sposób szukają dla swego życia nowych możliwości.

– „Nie macie państwo niczego do oclenia…? – Żadnej waluty?…”. Oczy celnika, który znał handlowe odczucia dusz współbraci – nawet, podejrzewam z autopsji, robią się przez moment okrągłe z bezbrzeżnego zdumienia. Chłonie chwilę gorączkowo medytując jak podany mu pasztet zgryźć… Wczuwając się w psychikę mundurowanego młodziana jestem sfrustrowany. Albo uważa nas za półgłówków albo za pseudocwaniaków którzy usiłują polskiemu celnikowi wmówić, że w wyprawie za morze najważniejszą jest dla nich ekskursja jako taka.

Błysk zdumienia w oczach mundurowego rodaka przyćmiony zostaje odcieniem autentycznej zawodowej złości. Palec – pistolet wyskakuje nagle na wysokość mej piersi.

– Pan pozwoli ze mną! Jak żona Lota ogląda się koleżanka popychana przez tłum do wyjścia na prom. To ja stoję jak utożsamiony z ta sceną słup soli.

Na polecenie celnika otwieram neseser. Zwróci uwagę na fakt, iż jak na dwudniową wycieczkę – nawet gdybym chciał wystąpić w roli eleganta znad Wisły… posiadam za dużo koszul, czy nie zwróci?Pobieżne przejrzenie zawartości nesesera nie rozwiewa jeszcze wątpliwości celnika.

– A co ma pan w majtkach?

Zapewniam pana, że mam TYLKO to co każdy statystyczny Polak w moim wieku tam mieć powinien. Czy zechce pan sprawdzić?

– Nie, dziękuję…

Moja pewność siebie rozładowuje sytuację. Zawodowa rutyna podpowiada celnikowi, że pomimo żywionych przez niego podejrzeń, stanowię jakiś niestereotypowy przypadek – ewenement, nad którym można jednak przejść do porządku dziennego.

Pierwszy, jakże ważny etap w drodze do mego celu mamy za sobą. Jak przebiegną następne?

41# WSPOMNIENIA EDA – TRUDNY, BARDZO TRUDNY WYBÓR (3)

Wróciłem z Anglii. Wjechałem na zajezdnię w Słubicach – czekając w kolejce na zatankowanie auta pod korek. Podchodzi „paszportowy” – mówiąc: daj paszport, bo stracił ważność, a zaraz ktoś jedzie do Warszawy z paszportami więc zabierze i twój. Zdziwiło mnie to trochę, ale rzeczywiście tak było, że za kilka dni mój paszport tracił ważność.

Po zatankowaniu – przy rozliczeniach z podróży – wstąpiłem do paszportowca kanciapy.

„Pański paszport został wstrzymany do odwołania za nieetyczne zachowanie się na węgierskiej granicy” – anonsuje urzędnik. Oki – mówię, zaraz tu wrócę z kartą obiegową. Pomogłeś mi podjąć decyzję. W dwie godziny poczułem się wolnym. Więc jednak kapitan z sąsiadką nie zapomnieli o mnie i mojej dezaprobacie w podjęciu z nimi współpracy. Co za pamięć?!

Był kwiecień 1984. Decyzja podjęta – spadam. Zdecydowane! Emigruję sam, nie chce żony z dzieciakami skazywać na stres. Cel emigracji – Kanada.

W maju „załatwiłem” paszport! Jadę z Orbisem na dwudniową wycieczkę do Szwecji. Koleżanka żony jedzie też, bo mówi, że nic jej tu nie trzyma. Razem, będzie raźniej!

40# WSPOMNIENIA EDA – TRUDNY, BARDZO TRUDNY WYBÓR (2)

Minęło znów trochę czasu. Czasu straconego. 12 grudnia roku pamiętnego, jadąc ze Szwecji wstąpiłem po drodze do domu.

Jest niedzielny ranek. Budzi mnie syn nadając, że jakaś wojna w Polsce jest – w radio gadają. Telewizja nie działa. Rzeczywiście, tranzystor buczy komunikatem WRON-y, że jakiś stan wojenny nastąpił. Podają także, że wszystkie granicę zamknięte. Śniegu przez noc napadało po pachy. Gdzie się udać z problemem?

Pojechałem na milicję. Dyżurny mówi, że nie jest w stanie mi powiedzieć, co mam dalej robić z ładunkiem. Telefony nie działają.

Po obiedzie jadę do Świnoujścia, po drodze kolumny wojska, samochody, czołgi (kilka w rowie). Szweje głodni, przemarznięci proszą o papierosa. Rozpiździaj i chaos.

Polska, to miejsce które coraz bardziej mnie męczy, ale… które mimo wszystko lubię. Kocham nawet. Tu przez lata zdarzyło się masę rzeczy, które czyniły mnie szczęśliwym lub smutnym, tutaj są moi przyjaciele, tu jest mój krąg kulturowy – tylko, naprawdę nie o to chodzi. Chodzi o to, że Polska stała się krajem, w którym przestrzeń do dokonywania wyborów życiowych została zawężona tak bardzo, że właściwie zdołały się w niej zmieścić tylko dwie możliwości, w których nie ma nic interesującego.

Możliwość pierwsza: uczymy się pilnie, jesteśmy kreatywni, mobilni, dyspozycyjni, kochamy naszą firmę, robimy karierę… Stop. Niekoniecznie robimy karierę, ba, nawet nie musimy mieć takich ambicji, jednak musimy się zachowywać tak, jakbyśmy chcieli ją robić. Nawet, jeśli pracujemy w charakterze nocnego stróża. Zawał przed czterdziestką.

Możliwość druga: nie uczymy się pilnie, kończymy zawodówkę albo i nie, czujemy się pogardzani, jesteśmy stadem rozkapryszonych, tępych leni i warchołów, którzy powinni się wziąć do roboty, wykazać inicjatywę – tyle, że roboty przeważnie nie ma, więc nie staramy się być kreatywni, mobilni etc. Mówiąc kolokwialnie, kładziemy na wszystko lagę – pijemy. I tyle. Wątroba wysiada przed czterdziestką.

39# WSPOMNIENIA EDA – TRUDNY, BARDZO TRUDNY WYBÓR (1)

Trudny, bardzo trudny wybór

Pracuje tyle już lat w mozole dla systemu efekty prawie żadne. Wykitował Lońka, papieżem został Polak. Dzieciaki dorastają. Jaka czeka je przyszłość, perspektywy? Żądne. „Marneszanse” – jak mawiał De Gulle – mają na lepsze życie. Trzeba to zmienić na gwałt! Jestem im ojcem przecież!

Wracam z Kuwejtu, przed Belgradem dowiaduje się z „Jedynki” (polskie radio), że Gierka zastąpił Kania. Będzie lepiej zapewnia spikier…,  od ponad dwudziestu lat słucham tej zdartej płyty z tą samą melodia. Bolą zęby od tego … Jedno co mam jak na razie, to życie światowca, jakie udało mi się zdobyć z wąskim, gronem kolegów.

Nagrody Goncourtów na pewno nie zdobędę. Większość sąsiadów utopiłaby mnie w łyżce wody.

Nie liczę też na to by leżeć na Powązkach.

Słuchanie „Jedynki” logicznie i przetwarzanie tego bełkotu, a po przetworzeniu na język prosty, zrozumiały nasuwa wnioski, interpretacje gadającej głowy, a krytyczne przetworzenie… sumuje się w pastisz rodem z za wschodniej granicy.

Cieszyłem się nie najlepszą sława dyletanta i snoba pośród okolicznej gawiedzi, ale wciąż ufałem, że moje imitacje nikomu krzywdy nie czyniły. Moich małpiarskich zachowań, gestów i tonów byłem świadom.  Wiedziałem, że powinienem przezwyciężyć owe skłonność. Ale nie byłem Proustem i z własnej słabości nie czyniłem siły, przynajmniej tak wówczas myślałem. A ci co nie czytali Prousta, a do niego – takie odnosiłem wrażenie mnie porównywali – chyba, że mieli na myśli wkład, ale nie zawartość! Bo Proust to nudziarz straszliwy, a ja wręcz odwrotność!   Człowiek dziczeje stykając się z ludźmi i albo musi wybudować sobie erem, albo spłaszczyć do wymiarów otoczenia. Odrzuca mnie przeraźliwa, ludzka głupota, tej armii, tej rzeszy nieuków, półgłówków, którzy formują „intelektualna elitę polskiego narodu” korzystając z tego, że jeszcze większe hordy przygłupów stanowi dla nich korzystne tło. Znaleźć człowieka, z którym można porozmawiać nie wysłuchując banałów, idiotyzmów, cwaniackich łgarstw, fałszywych zapewnień, tanich sprośności lub specjalistycznych bełkotów „fachowca”, dla którego branżowe wykształcenie (plus umiejętność trzymania widelca) jest całą jego kultura. Jeśli ci się zdążyło spotkać kogoś bez płaskostopia mózgowego, to znalazłeś SKARB!

PODOBA CI SIĘ TEN WPIS?

    KLIKNIJ NA NASZ FANPAGE I POLUB STRONĘ!    

BĘDZIESZ NA BIEŻĄCO 

Sprawdź także