Być kierowcą – Ola kierowcą (2) – Anglia
Z końcem 2015 roku przyjechałam do Anglii, wraz z partnerem. Nie znaliśmy tutaj nikogo, namiary na agencję miałam z parkingu od nieznanego mi kierowcy. Dziś śmiało mogę stwierdzić, że to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Praca tutaj różni się od pracy na międzynarodówce. Po pierwsze, jestem codziennie w domu, chociaż mogę śmiało stwierdzić, że mam mniej czasu dla siebie niż wcześniej. Na trasach międzynarodowych gotować, czy robić zakupy czy sprzątać w kabinie mogłam podczas oczekiwań na załadunkach/rozładunkach. Przy obecnym systemie nie ma na to szans. Po drugie, ja tutaj nie pracuję dla jednej konkretnej firmy, ale idę tam, gdzie na dany moment brakuje kierowców. Zdarzało się tak, że w ciągu tygodnia byłam w 5 różnych firmach. Co się z tym wiązało – codziennie miałam inne auto i całkowicie inną naczepę. Rodzaj naczep w Anglii jest od groma! Na przykład w poniedziałek jeździłam dla poczty, miałam tzw. boxa, tyle że o wysokości prawie 5 metrów. We wtorek jeździłam z budowlanką z platformą. W środę naczepa typu chłodnia, krótka ze skrętną osią, przystosowana do jazdy w mieście. W czwartek plandeka, tak zwany double decker (podwójna podłoga) i ładunki ADR. W piątek solówka i jazda na tak zwanym multi dropie, czyli minimum 8 rozładunków plus parę załadunków w jeden dzień. Jeżeli chodzi o samochody w Anglii, też bywa z tym różnie. Przeważnie są to paroletnie wozy, więc nie ma co narzekać. Ale zdarzyło mi się, że jeździłam ciągnikiem marki Foden z 2-milionowym przebiegiem. Podłoga była przetarta pod nogami, tak że było widać jezdnię podczas jazdy. Umocowany był sznurek przy siedzeniu kierowcy, po to żeby haczyć lewarek skrzyni biegów, bo wypadał bieg podczas jazdy na autostradzie..