Mam na imię Izabela i pracuję jako kierowca zawodowy w transporcie międzynarodowym. Gdy zrobiłam prawo jazdy kat. B od razu poczułam, że jazda to jest to co mnie „kręci”. Następnie przesiadłam się na samochody dostawcze, kampera, a od pewnego czasu jeżdżę tandemem.
Samochodami interesowałam się od najmłodszych lat, a to za sprawa starszego brata, który miał właśnie takie zabawki. Wolałam je zdecydowanie bardziej od lalek. Gdy dorosłam, skończyłam studia o kierunku logistycznym, będąc przekonana, że z transportem będą miała do czynienia pracując w biurze.
Po licznych rozczarowaniach biurowych doszłam do wniosku, że siedzenie za biurkiem nie jest dla mnie. Pewnego dnia podeszłam więc na placu manewrowym do instruktora, który szkolił „na duże” i zapytałam go, ile taki kurs kosztuje i jakie trzeba spełnić wymagania. Mając już tę wiedzę, długo się nie zastanawiałam i zrobiłam kat. C, a potem E w lipcu 2022 r.
(więcej o początkach pracy w zawodzie pod linkiem LINK – przyp. red.)
Jako nastoletnia dziewczyna grałam w piłkę ręczną, potem postawiłam na basen (w miarę możliwości zastępując go morsowaniem) i bieganie oraz siłownię. Dlatego postanowiłam sobie, że jak zacznę jeździć, to nadal będę dbała o formę i będę aktywna. Tym bardziej, że styl pracy sprzyja temu, by się człowiek rozleniwił, bo w zasadzie przez większość dnia się siedzi.
Dlatego wozimy ze sobą hantle, gumy rozporowe, podpórki do pompek czy maty do ćwiczeń. Trenujemy w zależności od pogody i warunków. Albo na „pace”, albo gdzieś w jakimś fajnym miejscu koło samochodu, a czasami na samym parkingu. Ale nie stawiam tylko, na ćwiczenia siłowe, bo bardzo lubię biegać, a akurat to można robić praktycznie wszędzie i w każdych warunkach. Dlatego w tym roku stanęłam do swoistych zawodów, które od kilku lat organizuje Łukasz Tłustek – „Letnie bieganie” i w końcowej rywalizacji udało mi się przebiec 100 km i w efekcie zająć drugie miejsce w kategorii kobiet, z czego bardzo się cieszę.
(o cyklu „Letnie bieganie” pisaliśmy tutaj – LINK i tutaj – LINK – przyp. red.)
Dodatkowo do aktywności zachęcam Kubę, bo często zdarza się, że szuka jakiś wymówek, by danego dnia odpuścić trening, ale ze mną nie ma „zmiłuj się”. Tym bardziej, że musimy wykorzystywać chwile, które daje nam tachograf. W podwójnej obsadzie zdarza się, że jedziemy czasem nawet 18 godzin i wówczas nie ma czasu na sport. Ale nie każda doba tak wygląda, dlatego trzeba tak rozplanować czas, by choć trochę wolnego czasu przeznaczyć na trening.
Wiadomo też, że ze sportem wiąże się odpowiednie jedzenie. U nas porannym rytuałem jest owsianka, można ją przyrządzić szybko i ma fajne „makro”. Na obiad jemy, to co przygotowaliśmy przed wyjazdem i czasami jest to kotlet schabowy, czasami mielony z kaszą i surówkami. Na kolację natomiast zazwyczaj jest jakaś kanapka i czasem „wjedzie” też jajecznica. Generalnie niczego sobie nie odmawiamy, dlatego też podjadamy słodycze, choć oczywiście z umiarem. Jak natomiast widzę, że już trochę przesadziliśmy robię jakieś danie z gatunku „fit”.
Nie ukrywam, że aktywność wśród kierowców nadal jest czymś rzadko spotykanym i czasami mam niezbyt miłe odczucia, bo ze strony kierowców spotykam się z przeróżnymi, bywa, że niezbyt miłymi uwagami. Z jednej strony to trochę deprymuje, ale z drugiej motywuje, bo wiem, że to co robię, robię dla siebie, a nie dla innych i kiedyś zdrowie mi za to podziękuję. Choć muszę uczciwie przyznać, że coraz więcej kierowców ćwiczy, co może nie tyle widać po ich aktywności, co po sylwetkach. Może więc nie chcą się z treningami afiszować, ale na pewno biernie nie spędzają życia.
Niemniej jeszcze obecnie mamy sytuację, w której gdy chcemy o siebie zadbać musimy trochę „iść pod prąd”, ale mam nadzieję, że już niedługo to się zmieni. Osobiście należę do grupy HWT skupiającej aktywnych kierowców, i jak patrzę w jaki sposób inni wolny czas spędzają, daje mi to dodatkowego „kopa”, by jeszcze więcej się ruszać. Dlatego zachęcam innych, by jednak wyszli z tej strefy komfortu i choć w minimalnym stopniu zaczęli się ruszać, bo ruch to zdecydowanie mniejszy wstyd niż sapanie przy wchodzeniu do kabiny czy na naczepę… Osobiście bez sportu nie wyobrażam sobie życia.