Nie oznaczało to bynajmniej, że mi przypisano rolę kierowcy. Jako strażacy jesteśmy ochotnikami i każdy z nas ma swoją pracę. A szczerze powiem, że koledzy nie bardzo chcieli mnie wpuścić za kierownicę. Ale pewnego dnia było wezwanie i okazało się, że nie ma kto jechać… Nie dałam się długo prosić i wskoczyłam do Stara GBA-Rt 2,5/16 i pojechaliśmy gasić palącą się trawę, a konkretnie ściółkę leśną. Na miejsce dojechałam i to było najważniejsze, bo od tej pory w OSP zaczęli mnie traktować jako strażaka – kierowcę. Zaczęłam więc coraz więcej jeździć, choć oczywiście nie obyło się bez pewnych drobnych wpadek, bo parę razy gdzieś tam się „zakopałam”. Niemniej zawsze miałam wsparcie w kolegach, którzy pomagali mi jak mogli. I jeszcze przy okazji jedna ważna sprawa. To że zaczęłam jeździć było w dużej mierze wynikiem tego, że wtedy mało kto z chłopaków miał do tego uprawnienia, bo dziś np. sytuacja zmieniła się diametralnie i, przynajmniej u nas większość strażaków ochotników ma prawo jazdy kat. C. Więc mogę powiedzieć, że los się do mnie uśmiechnął, a ja wykorzystałam, te swoje „5 minut”.
Niedługo po tym jak zaczęłam jeździć w straży założyłam małą firmę transportową.
KINGA – KIEROWCA – PRZEWOŹNIK – STRAŻAK (1)
Mam na imię Kinga i jestem kierowcą, przewoźnikiem i strażakiem. Ale nie wiem, czy do końca był to mój wybór, czy raczej zrządzenia losu… Choć raczej na tym kim jestem, zaważyły tradycje rodzinne. Mój pradziadek, dziadek, tata, brat byli i są członkami OSP i od dziecka miałam styczność ze strażą, tym bardziej, że mieszkam naprzeciwko naszej jednostki OSP Kalisz Lis. Codziennie więc widywałam wozy strażackie i często nawet wsadzano mnie do nich, bym poczuła ten „klimat”. No i poczułam na tyle, ze jak tylko mogłam to zrobiłam prawo jazdy kat. B, a w roku 2012 kat. C. Choć muszę przyznać, że nie była to łatwa sprawa, bo jeszcze parę lat temu, dziewczyny które robiły uprawnienia na „duże” były rzadkością. Czasami nawet pokazywali mnie palcem, jak jechałam tą „E-lką”, a egzaminatorzy też nie byli dla mnie specjalnie mili… Udało mi się jednak za trzecim razem zadać egzamin praktyczny, co pozwoliło mi na ubieganie się o zezwolenie na prowadzenie pojazdu uprzywilejowanego. Musiałem więc zrobić „psychotesty” i w efekcie od prezydenta miasta odebrałam stosowny dokument. Mogłam więc wreszcie poczuć się nie tylko strażakiem OSP, który uczestniczy w akcjach, ale i kierowcą wozu bojowego.
PODOBA CI SIĘ TEN WPIS? 😎😎😎 POLUB NASZ FANPAGE!