Z Błonia kierunek Warszawa. Obserwuję bacznie, co się tam z przodu dzieje.
Najgorsze, że nigdy tym typem autobusu nie jeździłem, co najwyżej jako pasażer, a jest to stary Jelcz, dziś nazywany „Ogórek”. Stary celowo, okazuje się potem, aby egzaminator miał wgląd, jak sobie ze starym sprzętem radzimy. Lewarek od zmiany biegów lata we wszystkie strony, kierownica bez wspomagania, sprzęgło tak samo, siedzenie się kiwa, ale koła się kręcą i z tyłu się dymi. Kolejni kandydaci się zmieniają, w końcu przychodzi kolej na mnie. A ja jestem po nieprzespanej nocy, brudny, zmęczony i nawet nie miałem czasu na kawę. Ale siadam za kierownicę, egzaminatorowi podaję moje prawo jazdy, a on mówi: „Proszę, jedziemy”. Więc jadę. Staram się wyczuć tego „trupa”, jak mogę, daję z siebie wszystko. Wjeżdżamy do Warszawy, jeździmy tam trochę, egzaminator mówi: „Teraz w lewo, a teraz w prawo. Teraz proszę to i tamto zrobić” i tak przez jakieś dobre pół godziny. W końcu mi dziękuje, wysiadam, idę do tyłu, a na moje miejsce i siada następny delikwent. Jest popołudnie kiedy dojeżdżamy do Błonia, ostatni kierowca jest już sprawdzony.
13 # LESZEK – CZAS NA EGZAMINY W BŁONIU
W międzyczasie się w naszym prywatnym życiu dość dużo zmieniło; mieszkanie, które zajmujemy w Gliwicach ma dwa pokoje, kuchnię i niedużą łazienkę, dla dwóch osób w sam raz, ale po niedługim czasie dołącza do nas babcia, mama mamy (ta z Bieszczad) i Andrzej, przyrodni brat, więc robi się ciasno
Kupić większego nie mamy za co, tak więc Krysia jest skłonna się zgodzić na to, abym poszedł do transportu międzynarodowego, wiadomo lepsze zarobki, ale tylko pod tym warunkiem, że jak tylko kupimy mieszkanie, natychmiast się zwolni
No wiec rozwijam starania, składam papiery do PEKAES-u z całą stertą potrzebnych dokumentów i czekam na jakieś informacje pracując jednocześnie nadal w Transbudzie.
Gdzieś tak pod koniec 1973 r., przychodzi wezwanie na egzaminy wstępne.
„Załatwiam” więc z dyspozytorem znowu jazdę do Ciechanowa, wiadomo przez Błonie, gdzie mam być na egzaminie.
Jedziemy, nasza ekipa, po drodze jeszcze ostatni szlif z języka z Edkiem i Heńkiem, wybraliśmy się „na noc”, aby rano być w Błoniu.
Niestety, jakieś 80 km przed celem awaria! Psuje się łożysko koła w przyczepie, stoimy. Na szczęście znajdujemy się na szerokim, częściowo wtedy już gotowym odcinku „Gierkówki”, wiec ruch, choć powoli, ale może nas ominąć. Ale rano mam termin egzaminu! Zostawiam wiec kolegów na drodze, którzy zabezpieczają transport, a sam jadę autostopem do Warszawy, potem pociągiem podmiejskim do Błonia. Zdążam w ostatniej chwili.
12 # LESZEK– JAK STAĆ SIĘ „WARSZAWIAKIEM”?
Po wymianie koparki w Ciechanowie ze starej na wyremontowaną wracając postanawiamy spać w Warszawie, żartując, że muszę pomału stać się warszawiakiem. Chłopaki oczywiście to akceptują, bo byliśmy zawsze zgraną paczką. Parkuję nasz zestaw na Placu Defilad pod samym Pałacem Kultury. Wtedy był tam olbrzymi parking ogólnodostępny i była cała masa miejsca nawet dla dwudziestu takich zestawów jak mój.
Jest jeszcze dość wczesna pora więc robimy mały spacerek po centrum „stolycy”, mówiąc oczywiście już tylko po polsku.
Na dobranoc po flaszce „Warki” z pianką. Śpimy, jak zwykle w Tatrze we czterech. Miejsca jest wystarczająco, bo wewnątrz oparcia są podnoszone i cztery osoby mogą spać całkiem swobodnie.
Tylko powietrze w kabinie było nad ranem dość ciężkie mimo otwartej klapy w dachu, bo piwne „wydechy” razy cztery robiły swoje, więc rano nie trzeba było mieć budzika. Potem głęboki oddech, woda z bańki za umywalkę, siusiu w krzaczki pod samym pałacem – pamiątką Stalina, tak żeby lepiej rosły i „rura”, ulica Grójecka, Janki i dalej na południe w kierunku Śląska.
Teraz jeszcze tylko jeden problem; Krysia, moja żona musi plan zaakceptować. Plan jazd po Europie, co wiąże się z nieobecnością w domu przez długie okresy czasu.
Na razie o moich zamiarach nic jej nie mówiłem, spodziewałem się, że będzie temu przeciwna. I miałem rację.