Cześć,
Dwa zdania gwoli przypomnienia. Mam na imię Florian i od lat pracuję w firmie LINK, w której z racji doświadczenia i umiejętności pełnię również rolę kierowcy wprowadzającego w zawód. Trafiają więc do mnie na przyuczenie osoby stawiające swe pierwsze kroki w tym fachu, ale jestem zdania, że jest to bardzo dobra praktyka, bo wiadomo, że po samym kursie niewiele się potrafi.
Dlatego postanowiłem swoją wiedzą i doświadczeniem podzielić się na tym portalu mając nadzieję, że moje rady będą choć trochę przydatne tym, którzy dopiero wchodzą w zawód.
Ty razem poruszę sprawę jedzenia, bo o dokumentach było poprzednim razem
W tym przypadku jest to indywidualna sprawa i przede wszystkim liczą się preferencje i apetyt kierowcy. Oczywiście najlepiej zabierać przetworzoną wstępnie żywność (nawet jak kabina wyposażona jest w lodówkę), to surowego mięsa czy innych artykułów szybko psujących się zabierać nie radzę. Trzeba pamiętać, że mimo zachowanej higieny i czystości działamy ciągle w warunkach polowych, a w takich o infekcję nie trudno, a to z kolei może skutkować zatruciem pokarmowym i poważnymi problemami, których w trasie czego powinniśmy się wystrzegać.
A więc stawiamy na mięso gotowane, smażone spasteryzowane w szczelnych słoikach (tzw. wekach), wędlina wędzona o przedłużonej przydatności do spożycia (kabanosy, myśliwska, boczek wędzony). Trzymamy je w lodówce, a jeśli jej nie mamy, to najlepiej wiszące luźno w schowku w przewiewnym miejscu, nie zwinięte we folię czy papier. Pamiętam stare czasy kierowców, którzy podróżowali do Grecji, Włoch czy na Bliski Wschód. Zazwyczaj mieli zamocowany z tyłu kabiny nad łóżkiem kij od szczotki, a na nim wisiały wędzone frykasy.
Oczywiście zabieramy tyle żywności, ile jest nam potrzeba na podróż, konserwy (w slangu driverskim tzw. ADR-y oczywiście można, lecz nie powinno one stanowić głównego menu, bo żaden żołądek tego na dłuższą metę nie wytrzyma). Masło, margaryna , tzw. smarowanie. O ile zimą nie ma z przechowywaniem kłopotu, to latem może stanowić problem (w lodówce twarde na kamień, trzymane poza lodówką roztapia się i wypływa niszcząc przy tym tapicerkę. Są oczywiście opakowania i termosy, natomiast sam stosuję czysty, wyparzony szklany słoik z przegotowaną i posoloną wodą, do której wkładam masło (które preferuję) i zakręcam. Nawet w największe upały, pobyty w „ciepłych krajach”, masło tak trzymane nigdy się nie roztopi, i zawsze da się nim posmarować pieczywo.
Co do pieczywa, to staram się go zabierać tyle, aby mi starczyło na tydzień nie dłużej. Zwracam uwagę na chleb, bo też się psuje (pół biedy jak wyschnie, ale trzymany w workach foliowych butwieje i nie nadaje się do spożycia i też można się nim zatruć). Jeśli chodzi o warzywa, owoce, tutaj co kto lubi. Osobiście praktycznie nie wożę ziemniaków, a jako dodatek preferuję ryż, kaszę lub makaron.