Zajechałam pod bramę, włączyłam światła awaryjne i wyszłam z kabiny. Było grubo po godz. 22.00 czasu lokalnego. Ze strażnicy wyszedł starszy jegomość i oznajmił, że firma jest zamknięta i bym wróciła jutro. Po krótkiej rozmowie, gdzie zadeklarowałam obawę w znalezieniu o tej godzinie parkingu wpuścił mnie na teren.
Rano obudziło mnie dziwne stukanie. Jakby coś chodziło po naczepie. Przerażona wypadłam w piżamie przed ciężarówkę w obawie przed tym, że mam gdzieś imigrantów ukrytych. Ku mojemu rozbawieniu po dachu naczepy biegał… gruby, wielki szop! Nie wiem czego on tam szukał i jak się tam dostał, ale gdy tylko mnie zobaczył postanowił się ewakuować.
Rozładowana miałam wrócić na pusto do Francji. Jednak bez zamieszania się nie obyło. Dostałam SMA-a z bookingiem powrotu. Wjechałam na teren Euro Tunelu, a tu okazało się że booking jest, a i owszem, ale na prom. Mimo całego zamieszania ucieszyłam się. Nie dość, że odwiedziłam UK, zaliczyłam pociąg to jeszcze będzie prom!
Gdy ujrzałam Białe Klify i port w Dover byłam zachwycona. Na tyle, że nie zwróciłam uwagi, do którego promu ustawiłam się w kolejce. Zamiast na Dfds ustawiłam się do P&O. Na szczęście przed bramkami udało mi się skręcić na właściwy tor. Wjazd i zjazd z promy był banalnie prosty.
I tak oto minął mi pierwszy kurs na kupę kamieni zwaną Wielką Brytanią.