Za granicą widok kobiety za kierownicą ciężarówki, jest coraz bardziej powszechniejszy, w Polsce nadal natomiast urasta do rangi sensacji. Sama niejednokrotnie spotykałam się z bardzie lub mniej złośliwymi uwagami, zwłaszcza gdy ktoś nie wiedział, że ja nie jestem osobą „towarzyszącą”, ale sam przyjechałam pod załadunek. Z drugiej strony, nie mam przecież na czole napisane, że zawodowo jeżdżę, więc jakoś jestem w stanie te niewybredne żarty zrozumieć. Ale na szczęście są to coraz rzadsze sytuacje i mam nadzieję, że już niedługo w cale ich nie będzie. Nie ukrywam, że zawodzie nadal brakuje mi doświadczenia, ale wiadomo, że jego nie sposób jest kupić. Staram się więc jak najwięcej obserwować, a jak mam jakieś wątpliwości, to pytać. Mi korona z głowy nie spadanie, a nie jeden mężczyzna poczuje się dowartościowany, że mógł pomóc kobiecie. I dlatego nie bardzo mogę zrozumieć, dlaczego są takie sytuacje, że mało kto, jak ma jakiś problem to zwróci się o pomoc do drugiego. Bo przecież sytuacje są różne. Ciasne wjazdy, tłok na parkingach, wówczas dla mnie to jest normalne, że jeden drugiego zaasekuruje. I nie ma tu znaczenia płeć czy wiek, bo ja wychodzę z założenia, że dziś ktoś mi pomoże, a ja jutro będę miała okazje się odwdzięczyć i komuś pomóc. Kiedyś ponoć w tym zawodzie było to normalne, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej?
BYĆ KIEROWCĄ – KINGA (5) – KOBIETA ZA KIEROWNICĄ
Mimo że jestem kobietą staram się z tym nie obnosić i w miarę możliwości wszystko przy zestawie robię sama. Podobnie z kabiną. Jakoś jej specjalnie pod siebie nie przygotowywałam i w zasadzie wygląda obecnie tak, jak przekazał mi ją szef. Obecnie jeżdżę Iveco z „firanką”. Jak jest w miarę ciepło, to nie jest źle. Wiadomo, że trzeba się trochę „naskakać” i pomęczyć przy zabezpieczeniu towaru pasami. Zdecydowanie gorzeje jest pod tym względem zimą, gdy wszystko zamarza i wówczas nawet proste czynności potrafią sprawić problem. I wówczas zdarza się, że jestem zmuszona kogoś poprosić o pomoc, bo najzwyczajniej w świecie brakuje mi siły. Ale na szczęście nawet nie muszę o to prosić, bo jak mężczyźni widzą, że się szarpię i nie do końca mi idzie, to sami oferują pomoc. A ja nigdy takiej pomocy nie odmawiam. Niemniej to wszystko zależy od danego człowieka i jego wychowania.
W trasie w zasadzie nie gotuję, a co najwyżej podgrzewam jedzenie, które zabieram z domu, przygotowane w słoikach. Choć oczywiście czasami, coś tam sama przyrządzę. Np. rosół, bo zawsze ze sobą w trasę zabieram warzywa, głównie „włoszczyznę”, a na drugie kotlet de volaille z ziemniakami. Surówek raczej nie przyrządzam i wolę je mieć gotowe, bo wówczas wiem, że mi się nie zepsują. Więc taka sobie ze mnie kucharka.
BYĆ KIEROWCĄ – KINGA (4) – STRACH MA WIELKIE OCZY
Jeżdżę na różnych trasach, bo i na Szwecję, do Danii, Rumunii, Włoch, Niemiec. Najbardziej lubię jeździć po Skandynawii, bo generalnie ruch na drogach jest nie duży, a kultura kierowców za to wysoka. Tam uprzejmość jest czymś normalnym, czego w innych krajach na próżno szukać, a to jest bardzo ważny aspekt. Na drugim biegunie są „dzikie kraje”, a i po części na początku były Włochy, bo u nich górę bierze południowy temperament. Tam trzeba na wszystko uważać, bo sytuacje na drodze zmieniają się bardzo dynamicznie, a używanie klaksonu czy wymachiwanie rękami jest na porządku dziennym. Do dziś pamiętam swą pierwszą trasę na Włochy, bo nie mogłam się w tej ichniejszej sytuacji odnaleźć i nie wiedziałem, o co im tak właściwie chodzi. Szef mi radził, bym jechała spokojnie i nie za szybko i w efekcie wszyscy na mnie trąbili i poganiali światłami. Najpierw myślałam, że to ze mną jest co nie tak, ale dopiero potem zdałam sobie sprawę z tego, że oni mają właśnie taki styl jazy. Ale bez łez się nie obyło… Była to dla mnie bardzo cenna nauka, bo od tej pory wiem, że w miarę możliwości trzeba strać się jeździć, tak jak kierowcy w danym kraju, bo to bardzo ułatwia życie. Obecnie jazda do Włoch jest dla mnie ogromną przyjemnością.
BYĆ KIEROWCĄ – KINGA (3)
Kocham ten zawód za to, że czuję się wolna i jestem sama sobie szefem. Trudności z nim związane kształtują również mój charakter, dzięki temu nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych i jestem silną kobietą. Odbierana jestem bardzo pozytywnie wśród innych kierowców. Często wykazują się chęcią pomocy, wspierają mnie dobrym słowem, a za granicami kraju machają mi i pokazują „kciuki”. To jest bardzo miłe. Nie wybrałabym innego zawodu za nic w świecie. Choć do wielu spraw trzeba się przyzwyczaić, a do wielu wręcz przywyknąć, bo ta praca w cale nie jest taka kolorowa, jak komuś z zewnątrz może się wydawać. Mimo, że infrastruktura okołodrogowa z dnia na dzień jest coraz lepsza, to mimo wszystko czasami zdarzają się sytuacje, że np. danego dnia nie da się skorzystać z prysznica. Trzeba też nauczyć się żyć w samotności, bo jednak kierowca zdecydowana większość czasu spędza sam zamknięty w kabinie. Telefon, CB, Internet oczywiście pozwalają na nawiązywanie kontaktów, ale mimo wszystko brakuje tej bezpośredniej rozmowy z drugim człowiekiem. Dlatego też nie każdy się do tego zawodu nadaje i sporo osób, jak go już pozna to z niego rezygnuje. Jednak dla mnie póki, co jest to jedna wielka, fajna „przygoda”.
BYĆ KIEROWCĄ – KINGA (2)
Gdy zaczęłam jeździć to byłam zafascynowana tą pracą, ale przyznam szczerze, że prawie pierwszy miesiąc cały przepłakałam. Myślałam sobie wówczas: „Boże, w co ja weszłam”! Bo jednak, jak patrzy się na ten zawód z boku, to wszystko wydaje się takie łatwiejsze, bardziej kolorowe. Ale potem przyszła szara rzeczywistość i kłopoty oraz problemy, z którymi zmaga się każdy kierowca. Potem z dnia, na dzień było jednak trochę lepiej i wiele spraw zaczęłam traktować, jak coś normalnego. W kwietniu będzie rok, jak zawodowo jeżdżę, ale do pewnych rzeczy jeszcze się nie przyzwyczaiłam. Jak choćby do tego, że gdy podjeżdżam od rampę to z kabin wychodzą kierowcy i patrzą, czy w coś przywalę, czy nie. Ale to dotyczy generalnie Polaków, bo jak obcokrajowiec widział, że jest ciasno i mogę się nie zmieścić, to zazwyczaj nieproszony sam mi pomagał. To było bardzo miłe. Generalnie musiałam się nauczyć żyć w kabinie, żyć w samotności i dawać sobie samej radę, praktycznie ze wszystkim. Zawsze jednak staram się podchodzić do wszystkiego z dystansem, bo mimo wszystko jest to fajna przygoda i okazja, by praktycznie codziennie poznawać nowych ludzi.
BYĆ KIEROWCĄ – KINGA (1)
Kierowcą zostałam z zamiłowania. Pochodzę z rodziny kierowców. Mój tata jest od ponad 40 lat zawodowym kierowcą, na ciężarówkach jeździ również mój wujek. Ale w swoją pierwszą trasę pojechałam ze swoim chłopakiem Scanią i od razu bardzo mi się to spodobało. Jeżeli chodzi o wybór zawodu, to wiedziałam, że w pracy typowo biurowej bym się nie odnalazła więc w październiku 2018 r. powiedziałam rodzicom, że robię zawodowe prawo jazdy i wsiadam na ciężarówkę. I tak rozpoczęłam swą fajną przygodę. Zaczęłam od kraju, a potem przesiadłam się na międzynarodówkę. Choć muszę przyznać, że samo znalezienie pracy nie było sprawą prostą, bo po pierwsze nie miałam doświadczenia, a o drugie – jestem kobietą, co mimo wszystko nadal w tym środowisku jest swoistym ewenementem. Mówili mi, że sobie nie poradzę, bo w tym zawodzie są sytuacje kryzysowe, sama praca jest ciężka, ale w końcu znalazłam firmę, która dała mi szansę. Dostałam zestaw z 3-letnim Volvo i ruchomą podłogą i było to dla mnie nie lada wyzwanie. Ale dałam radę!
W tym zawodzie czuję się wyjątkowa, mimo coraz większej ilości kobiet za kierownicą ciężarówki. Ale ma to swoje plusy, bo zazwyczaj mogę liczyć na pomoc mężczyzn choćby przy załadunkach czy rozładunkach.
Moja pierwsza ciężarówka, na której zaczynałam.