Zadzwoniłam do spedycji, na co kazano mi czekać, bo póki co nic dla mnie nie ma. Dobrze, postanowiłam wrócić się do autostrady i „zacumować” w bezpiecznym miejscu, bo tutaj była mała wioska. Po 10 minutach drogi otrzymałam telefon z pretensjami, dlaczego jadę? Mam do 15 kilometrów od miejsca rozładunku czekać! Jeśli nie ma gdzie, inni kierowcy pod sklepami stoją… Grzecznie zjechałam pod francuski Aldi i czekałam, czekałam… Jedyną rzeczą, o której myślałam, to w jaki sposób się ogrzać, jak nie zamarznąć. Nie czułam stóp powoli, grzałam je o ciepły kubek. Kolejnego dnia nie wytrzymałam i postanowiłam odjechać stamtąd w normalne, ciepłe miejsce. Niestety, takiego nie znalazłam i wylądowałam pod jakimś centrum handlowym. I znów było zimno… Trzeciego dnia postoju zadzwonił mój tata. Z reguły nie potrafię płakać, ale wtedy pękłam. Zadzwoniłam do szefa i poprosiłam o jakiś szybki ładunek w stronę domu, ponieważ nie działa mi ogrzewanie. Niestety, chyba nie zdawał sobie sprawy z tego i mówił, że przecież silnikiem mogę się ogrzać… W tym momencie nerwy całkiem puściły, i powiedziałam, że albo znajdują ładunek w stronę domu, albo wracam na pusto. Zagroził, że odciągnie mi pieniądze za paliwo. Było mi wszystko jedno. Po kilkunastu minutach zadzwonił spedytor, że ma dla mnie ładunek… ale na Anglię! Wariactwo! Już wcześniej zdałam sobie sprawę, że w momencie zatrzymania mnie przez służby do rutynowej kontroli tym busem mogę się z nim rozstać w kajdankach. Nie miałam przy sobie żadnej umowy, żadnych istotnych dokumentów o zatrudnieniu. W dodatku była pęknięta przednia szyba i brak ściany grodziowej przestrzeni ładunkowej. Dlatego powiedziałam, że nigdzie indziej nie jadę, tylko do domu. 1450 kilometrów pokonałam z jednym, 5-minutowym przystankiem na toaletę. Kiedy zaparkowałam pod domem, nie potrafiłam ustać na nogach, chyba z wyczerpania, ale tak bardzo byłam szczęśliwa, że jestem w końcu w domu, ciepłym domu. Pojechałam oddać samochód. „Szef” zgodnie z zapowiedzią zabrał mi pieniądze za paliwo. Po jakimś czasie doszłam do siebie i znalazłam inną firmę, również na busach, zdecydowanie bardziej profesjonalną. Ale przede wszystkim już wiedziałam, na co muszę uważać…