Utarło się, że na miejscu wypadku lub innego zdarzenia drogowego, jako pierwsi pojawiają się funkcjonariusze straży pożarnej – zawodowej lub ochotniczej. Następnie najczęściej przyjeżdża policja i służby ratunkowe. Jak jednak pokazuje ten przykład, czasami kolejność ta ulega zmianie.
Ostatnio na śląskim odcinku drogi krajowej DK-1 miało miejsce niebezpieczne zdarzenie, które pokazuje, że hasło policyjne „pomagamy i chronimy” to nie tylko puste słowa, ale zasada, którą funkcjonariusze wcielają w życie. Policjanci, pełniący nocną służbę w Tychach, natknęli się na niebezpieczną sytuację, kiedy zauważyli ciężarówkę z naczepą, z której wydobywały się płomienie oraz dym.
Natychmiast powiadomili oficera dyżurnego tyskiej policji, który przekazał zgłoszenie do straży pożarnej. Mundurowi nie czekali na przybycie służb ratunkowych, lecz sami podjęli działania w celu zabezpieczenia miejsca zdarzenia oraz sprawdzenia, czy w samochodzie nie ma osób poszkodowanych. Kiedy upewnili się, że kierowca nie potrzebuje pomocy medycznej, zaczęli gasić ogień. Po przyjeździe straży pożarnej, która dogasiła oponę, policjanci zabezpieczali miejsce działań.
Na szczęście, dzięki szybko podjętej akcji obu służb, straty ograniczyły się jedynie do materialnych.
To zdarzenie w Tychach nie jest odosobnionym przypadkiem. W przeszłości wielokrotnie mieliśmy do czynienia z sytuacjami, w których szybka reakcja policji oraz straży pożarnej ratowała życie, zdrowie i mienie obywateli.
Np. o sytuacji, kiedy policjanci gasili autokar na „zakopiance” pisaliśmy w maju br.
Przykłady te pokazują, że współpraca między służbami oraz ich szybkie reakcje mają kluczowe znaczenie w sytuacjach kryzysowych. Dzięki zaangażowaniu funkcjonariuszy oraz ich determinacji w ratowaniu życia ludzkiego, niebezpieczne sytuacje mogą zostać relatywnie szybko opanowane.
Źródło: Policja