Mój ulubiony temat, czyli kuchnia i gotowanie. Niestety, ale kucharka ze mnie kiepska, nie odziedziczyłam tego talentu po mamie – kucharce. Nie znoszę gotować, ale uwielbiam dobrze zjeść. Jestem wegetarianką (z wyłączeniem ryb) co też nie ułatwia jadłospisu. Bycie kierowcą jednak związane jest z samodzielnym zrobieniem czegoś na ząb, więc chcąc nie chcąc musiałam się kiedyś przemóc i za to zabrać.
Gdy jeździłam po kraju, głównie jadałam w restauracjach czy jakichś knajpach, a śniadania i kolacje przygotowywałam we własnym zakresie. Moją specjalnością były kanapki 🙂
Jazda na międzynarodówce zmusiła mnie do przygotowywania obiadów i innych dań, dlatego, że często kuchnia europejska nie trafia w mój smak, a poza tym ekonomicznej jest zrobić zakupy składników w Polsce i gotować w trasie. No i czym częściej gotowałam, tym bardziej mi się chciało. Zaczęłam wymyślać sobie dania, nawet te coraz bardziej ambitne, jak na kulinarne beztalencie. Zdarza się, że chęci na gotowanie przekreślane są przez czas pracy, bo o późnej porze ciężko jest wyciągać wszystkie gary. Wtedy pozostaje tylko coś przekąsić na szybko…
cd.
Obecnie pod względem gotowania zmieniłam się wręcz nie do poznania. Obecnie nawet nie przygotowuję nic w domu, żeby w trasie tylko podgrzać. Wszystko robię na świeżo. Ostatnio moim popisowym (jeśli można to tak nazwać) daniem jest łosoś i brokuły na parze z sosem czosnkowym albo winegret. Posiłek szybki do przygotowania, a zarazem smaczny. Oprócz tego często robię jakieś makarony, spaghetti, na które przychodzą czasem koledzy z pracy Kocham naleśniki, kasze, a jajecznica też podobno mi dobrze wychodzi.
Wegetarianizm zmusza do kombinowania, bo łatwiej było by podsmażyć kiełbasę na patelni czy rozpalić grilla z karkówką. Na okazję grillowania też mam swoje sposoby, między innymi ser camembert, warzywa czy jakaś ryba.
Dieta kierowcy nie jest łatwa i wymaga niemałej pomysłowości, bo przede wszystkim jesteśmy ograniczeni czasem. Pora posiłków, też bardzo różnie wypada i często posiłki zupełnie nie przypominają tych z nazwy, bo skoro je się obiad na kolację… Na szczęście ja i o suchej kromce chleba przeżyję 🙂