Moja praca jest raczej poukładana, ale nie mogę powiedzieć, że nudna, bo praktycznie zawsze coś się wydarzy. Niemniej codziennie jestem w domu i jeszcze do tej pory nie zdarzyło mi się nocować w ciężarówce. Czasami co do minuty wjeżdżałam w bramę swojej firmy. Pierwsza moja trasa to wyjazd do lasu – Bory Tucholskie. Przerażenie wielkie, czy dam radę jeździć po lesie, bo jak wiadomo tam jest sporo „atrakcji”. Oczywiście sama nie jeździłam, zawsze wsparcie miałam wśród swoich kolegów. Pierwsza trasa, to i pierwsze przeszkody. Gdy dotarłam w końcu na miejsce, a był to deszczowy październik nie obyło się bez zakopania w kleistym błocie. Chyba z trzy razy byłam wtedy wyciągana. Zaczęło się robić bardzo nerwowo, ponieważ czas pracy się kończył a do firmy było daleko. Samą jazdą nie szło nic nadrobić, bo koleiny na drodze, drewno wysoko załadowane więc mocno bujało w trakcie jazdy. I wtedy po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie pomyliłam się w wyborze zawodu…