Przypomniałam sobie ostatnio historię, to było z czasów kiedy jeszcze „zbierałam” mandarynki po południowych Włoszech. Uwielbiałam tam jeździć. Pomimo tego co mówią kierowcy, że niebezpiecznie bla, bla, bla mi tam nigdy nie spadł włos z głowy. Za każdym razem, jeśli już mnie okradli, z paliwa, z towaru, czy pocięli mi plandekę to zawsze na Niemczech. Do sedna… Jeżdżąc na Sycylię mieliśmy przykaz robienia pauzy po drodze, na parkingu San Nicola w okolicach Neapolu. Kto tam jeździł to zna ten parking na pewno, a kto nie jeździł zna ten parking z opowieści. Przyjechałam wieczorem, pełno aut od nas z firmy, pełno również Panów na parkingu zawiedzionych moich widokiem. Zbierałam się już do spania, gdy słyszę pukanie do drzwi. Powoli i delikatnie kukam zza firanki i widzę że stoi mój kumpel z firmy. Przystojny, wysoki, niebieskooki blondyn. Zdziwiona otwieram drzwi i pytam czy coś się stało, a on skrępowany pyta: Oluś, poszłabyś że mną do ubikacji? Bo sam się boję?! Moja mina musiała być bezcenna.
Nie ma to jak osobista obstawa z takimi umiejętnościami…