Wspomnienia EDA

Strefa Kierowcy

Od gluta do truck driver’a

Czyli luźne uwagi i przemyślenia polskiego kierowcy, który zaczynał uprawiać zawód zawodowego kierowcy w Polsce za Gomułki, a realizując swoje marzenia – skończył w Kanadzie.

Motto: „Praca uszlachetnia. Lenistwo uszczęśliwia”. Każdy człowiek to tfu-rca!
By tworzyć, musisz mieć końskie zdrowie, ośli upór – także (w dzisiejszym świecie), komputerowe predyspozycje.
Na początku wypadało by się przedstawić. Reaguję na słowo Edward.
Kolesie, znajomi nazywają mnie Edkiem.
Facjatę pokazuję ludziom codziennie, więc pokaże i Wam:

O sobie

Przyszedłem na świat z konieczności, nie było innego wyjścia. AK już nie było więc nie należałem. Do Solidarności nie zdążyłem – zresztą, farb brakowało nie byłoby czym malować po płotach haseł: „PZPR – Płatne Złodzieje Pachołki Rosji”.

Kolaborantem też nie byłem, nie lubię stada.

Tak sobie rosłem, rosłem samopas aż nadszedł czas wyższej edukacji. Przyjęto mnie (z oporami) do przedszkola. Grałem tam w gumę, marzyłem o hełmie strażackim i toporku. Pani przedszkolance opowiadałem obleśne dowcipy, a na wycieczki w plener – do butelki po oranżadzie, wlewałem babcine wino. Czasami dawałem jakiemuś kolesiowi w palnik a dziewczynom… a dziewczynom robiłem ukraińskie pieszczoty i demonstrowałem jak gryzie koń.

Acha! – zadzierałem im sukienusie z ciekawości, czymże one siusiają… Czego nie wiem do dziś.

 

Nic nie trwa wiecznie. Doroślałem. Z wielkim trudem nauczono mnie czytać. Od tego czasu czytam wszystko z uwagą wyciągając wnioski. Wpadła mi kiedyś w ręce głośna książka, głośnego autora: „Mein Kampf” – protoplasty Europy bez granic. Przeczytałem tę „tfurczość” z ciekawości, by dowiedzieć się, o co w tej wielkiej zadymie chodziło. Była to jedna z najcięższych moich lektur. W świetle tej lektury, wydaje się niesłuszny zarzut stawiany Adolfowi, że kłamał, kręcił i oszukiwał. Każda książka, nawet najbardziej grafomańska miewa pewien klimat, nie zawsze łatwy do określenia może niezupełnie konkretnie uchwytny który z niej promieniuje. Z atmosfery udzielającej się z „Mein Kampf” wiało urazem do łajdactwa, spryciarstwa, egoizmu, bogacących się na pracy innych. Nie polecam. Wypacza nieuformowane charaktery.

 

Rosłem sobie dalej aż dorosłem do tego by spełnić zaszczytny obowiązek. I znów nie było innego wyjścia. Źle w armii nie było, nawet wyniosłem z niej to, że nasz największy wróg miał flagę bearing the fifty stars!

W Ojczyźnie też było wspaniałe, trwał twórczy okresów kultury. Nakłady książek w wysokości niespotykanej NIGDZIE dotychczas na świecie. Polskie kino, teatr, muzyka, zdobywały rynki światowe, zaś ludność powiększyła się z niespełna 20 milionów do 40, był to największy proporcjonalny wzrost populacji w historii narodu – mimo tego, że aborcja była dozwolona. Obecnie jest zabroniona, ale patrząc na wysiłki rządzących widać, że liczba Polaków się zmniejsza, również po raz pierwszy w dziejach.

Czytałem w jakimś tygodniku, że naród mnożył się z rozpaczy, a twórcy działali na własną rękę. Jak to pogodzić z kontrola partii, cenzury, inwigilacji i uciskiem ducha… nie wiem?

– Duch! – a propos: Ewangelia jest to rzecz nie duża wystarcza dwie/trzy godziny lektury. Zważywszy że Jezus nauczał przez blisko trzy lata, musi to być znaczny skrót i co ciekawe, Jezus nie zapisał swojej nauki jak to zrobił Mahomet, który podyktował Koran – czy Budda, który autoryzował teksty. Jezus wszak pisać potrafił. Pisał przecież palcem na piasku z okazji sądu nad jawnogrzesznica jak podaję św. Jan. Pewne światło na tę sprawę rzuca św. Augustyn – pisząc, że jest to ostrzeżenie: „Myśl Boga dociera do nas poprzez deformacje, poprzez słownictwo, poprzez ludzki sposób interpretacji”. Zatem, jest nie do uniknięcia ta niezupełna pewność, jaka pozostaje po lekturze. Sceptycyzm kołacze w umyśle. Jednak, nie lekceważę mądrości Kaka = kościół katolicki, gdyż jest to jedyna dyktaturą jaka od dwóch tysięcy lat nie została obalona. Bycie katolikiem jest trudne, gdy się myśli… ale również wtedy, gdy nie robi się tego wcale. Od myślenia po katolicku zwyczajnie we łbie się kołuje i szczypią oczy. Bezmyślne działanie według kościelnych zaleceń prowadzi wprost do mniejszych lub większych nieszczęść, a w każdym razie egzystencjalnych frustracji. A gdy rodzi się w tobie pytanie; czy Bóg Cię kocha?… może się budzxić sceptycyzm po sugestiach jakie miał mój ulubiony George Carlin:

https://www.youtube.com/watch?v=zMTCjrsQG78

 

Pobierając dalsze nauki dowiedziałem się, że każdy mężczyzna w swoim życiu powinien: wychować syna, zbudować dom, posadzić drzewo i napisać książkę. To pierwsze z powyższych zaleceń Platona nie zależy tylko od nas, ale trzy następne – choć nie łatwe – w dzisiejszych czasach są możliwe do zrealizowania. Jestem przedstawicielem tych, którym podoba się pisanie w celach czysto komercyjnych – łatwe, nieprzeintelektualizowane kawałki.

Kiedyś dawno temu, czytałem „Dzienniki gwiazdowe”. Łyknąłem je jak kostkę ptasiego mleczka, uśmiałem się i ubawiłem, choć nie dotarło do mnie, co Lem chciał mi przemycić. Niedawno, pomny tych miłych wspomnień, sięgnąłem po nie znowu, mniej się śmiałem i więcej rozumiałem i choć zgadzam się z innymi że Lem jest wielki, to nie dałem rady Go strawić. Po jakiego grzyba mam włazić na 20 piętro po elewacji, jak mogę na piąte po schodach – albo windą? Zdecydowana większość tych, którzy potrafią czytać, a dokładniej, którzy czytają miast łazić na stadiony robić rozróby lub wydeptywać chodnik pod przysłowiową budką z piwem, są to ci którym czytanie sprawia przyjemność. Dla jednych tą przyjemnością jest łamaniem sobie łba w kwestii; co autor chciał przekazać, a innym wręcz odwrotnie, i ja się do nich zaliczam. Czy to źle? Nie wydaje mi się. Jest tyle ambitnej literatury, że można by całe życie tylko taką lekturę czytać i jeszcze by sporo zostało. Nie mam najmniejszej ochoty dobijać się niczym ciężkim i Bóg strzeż, by „pisarze” przestali „słabo” pisać. Poza tym, czy jest jakikolwiek temat, wątek, problem moralny, filozoficzny czy społeczny – cokolwiek co nie zostało już poruszone gdzie indziej! Ni-Ma! Nawet jeśli trafisz na coś nowego, zachwyci Cię to, wyda się to nowym i odkrywczym, to świadczy tylko o tym, że miałeś pecha i wcześniej się z tym nie zetknąłeś. Wszystko, absolutnie wszystko już było tylko my ciągle ocieramy się o cienie tych samych rzeczy, jedynie światło czasami pada z innej strony.

Mnie osobiście ta świadomość osłabia. Wiem że cokolwiek ktoś chciałby napisać, znajdzie się ktoś inny kto dostrzeże zbieżność z czymś co już było, lecz czyż nie więcej jest takich, dla których będzie to novum, zachwycą się tym? Pieprzone rozterki. Poza tym Internet jest ostatnim miejscem w którym powinien ktokolwiek się wysilać na wynajdywanie realnych osi swego dzieła. Nawet jeśli coś pobrzmiewać będzie na novum, za cholerę Sceptyk nie da temu wiary. Znam życie!

 

Patrząc na dzisiejszy świat, człowiek w swej masie jest głupim, bezmyślnym zwierzęciem z czego najgroźniejsza jest ta masa. Obawiam się, że ludzkość jest blisko masy krytycznej, ale ogólnej demencji raczej bym się nie obawiał. Wychodzi na to, że bronię tu marna (marna to złe słowo – łatwa – może lepiej) literaturę. Jak najbardziej! Bo jest potrzebna. Taka literatura daje wytchnienie tym, którzy jej potrzebują. Przenosi w fantastyczne światy gdzie wszystko jest proste i łatwe. Innej czytać nie myślę, bo właśnie taka mi najbardziej leży i nie obawiam się, że ktoś, za moimi plecami, będzie się ze mnie podśmiechiwał.