Cieszyn – żegnaj Polsko. Czechosłowacja (Šahy – Hont), Węgry (Roeszke – Subotica) Jugosławia. Po odprawie parking i w śpiwór. Nie byłem śpiochem (do dziś) 5 godzin snu wystarcza mi na całkowitą regenerację. Wczesny ranek. Nastawiłem wodę na kawę, umyłem się pod beczką i obudziłem Jaśka – wstawaj! – bo ci bachora podrzucą! Zerwał się że ho, na kawę! Przy kawie ustaliliśmy plan jazdy (nie było radia CB iFonów) ustaliliśmy, że przejedziemy (925 km.) Jugosławię (za Belgradem obiad w znanej mi knajpie) i Bułgarię. Kolacja i lulu u Turasów już w Kapikule na parkingu TIR-ów „Londra Parking”. Kilka kanapek na drogę, by zjeść podczas jazdy. Kawa wypita. Ruszamy.
Obiad, smakował nam bardzo. Była to jakąś wieprzowina z ryżem pod bałkańskie rytmy zapijana winem. Przy deserze (jakiś pudding z jagodami) i po szkiełku Rakiji na dobre trawienie – jak zapewniał Jasiek. Po obiadku na asfalt drogi E80.
Kilka cholernie ciemnych – i jakby nie wykończonych tuneli i mostów w kanionie nad rzeką Niszawą. Z jasności promieni słonecznych wpadasz w hadesową ciemność! Dobrze gdy nic nie jedzie z przeciwka, gdy wali na ciebie podobny tobie kurczysz się w sobie i nie wiesz – zmieścisz się czy nie! Te wrażenia pamiętam do dziś.
Po odprawie na „priełazie Gradina” (granica YU-BG) Jaśko poszedł przodem.
Dojechaliśmy do granicy (BG-TR). Odprawiliśmy się na obu UC (chłodnie z artykułami spożywczymi na wszystkich granicach miały pierwszeństwo w odprawach). Na kolację jedliśmy zupę cytrynową serwowaną po turecku (jakiś kwaśny rosół barani) – jak zapewniał mnie Jasiek i jakieś szaszłyki baranie – dobre! Plan, wykonaliśmy w 100%. Dalszej drogi już nie planowaliśmy bo ja nie znałem realiów, a Jasiek nie chciał być dalekowzrocznym. Po powrocie do auta, nim głowa opadła na poduszkę już spałem.
Migawki z drogi z YG-BG-TR