Najciekawszy ładunek jaki do tej pory wiozłem i nawet sam się go trochę obawiałem, to było śmigło od wiatraka o długości przeszło 40 m. Akurat odebrałem nowy zestaw, pokazali gdzie jest rozciąg i powiedzieli: „No to wsiadaj i jedź”. A trasa wiodła z Polski do Estonii. Transport w jedną stronę zajął nam tydzień – przez całą Polskę, Litwę, Łotwę, aż na drugą stronę Morza Bałtyckiego. Był to trudny przejazd. Nie mogliśmy się zmieścić na rondach, zwłaszcza tych, których na naszych planach nie było. I właśnie wówczas na takie jedno trafiliśmy, więc trzeba było je na tyle zmodyfikować za pomocą koparek, by móc jechać dalej. Przepracowałem tak 6-7 lat, ale niedawno przeszedłem na chłodnie. Ale to już nie jest tak ciekawa praca, gdy woziło się maszyny i elementy konstrukcyjne, które miały ponadstandardowe wymiary. Tym, bardziej, że ładunek zawsze sam ładowałem i zabezpieczałem. Generalnie transport nadgabarytów jest zdecydowanie inny od klasycznego, przede wszystkim dlatego, że jeździ się nocami. Trzeba było więc w dzień wypoczywać i dobrze, że samochody były wyposażone w klimę postojową, ale zmęczenia na dłuższą metę nie szło oszukać. Dlatego zawsze starałem się wypoczywać aktywnie, czyli nie tylko spać, ale i ćwiczyć, jak nie na siłowni to z własnym sprzętem na parkingu.
Gdy miałem 13 lat przyjechał do nas wujek ciężarówką Volvo FH i od razu ten samochód bardzo mi się spodobał, bo był duży i fajny. Zaparkował go u nas na podwórku, a ja cały czas się koło niego kręciłem, bo zawsze interesowały mnie maszyny, zwłaszcza te, które miały silnik i koła. Potem pojechałem z nim w pierwsze krótkie trasy i bardzo mi się to spodobało, a przeszczęśliwy wprost byłem, gdy siedząc u wujka na kolanach sam mogłem ciężarówką kierować. Bardzo też podobały mi się spotkania kierowców na parkingach. Tam przy kawie opowiadali sobie o ciekawych trasach i wtedy właściwie podjąłem decyzję – też zostanę kierowcą ciężarówki. Gdy dorosłem, chwilę popracowałem jako pracownik ochrony, ale przed 11 laty zacząłem jeździć. Początkowo były to stare wozy typu Liaz, Tatra, Star, którymi jeździłem „wokół komina”, a z czasem ciężarówki było coraz nowocześniejsze, a trasy dłuższe. Cały też ciągnęło mnie w kierunku gabarytów i wielkich ładunków. Im większy, tym większe wyzwanie do jego przewiezienia. Cel swój osiągnąłem i od paru lat wożę właśnie ponadgabaryty.