Pracę akurat dziś rozpocząłem o godz. 1.30 czasu angielskiego, czyli o 2.30 polskiego. Zazwyczaj wstaję godzinę przed wyjazdem, by mieć czas na OC samochodu, poranną toaletę i pierwszy posiłek. Jeśli jest to dzień treningowy, to staram się, by to był posiłek złożony z węglowodanów i by starczył na 3,5-4 godziny. Potem przychodzi czas na drugi posiłek, który mam już przygotowany dzień wcześniej. W ciągu całego dnia posiłków spożywam 4-5. W międzyczasie wiadomo, praca za kółkiem, załadunki, rozładunki, dbanie o dokumenty. Pracę kończę w miarę wcześnie, bo i wcześnie zaczynam, ale to też bywa różnie, bo w pracy na „przerzutach” trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność. Jednego dnia ładuję w Niemczech, drugiego już jestem np. w Szkocji albo w Hiszpanii. Ale im mam dłuższą trasę, tym lepiej mogę sobie ją zaplanować, głównie pod kątem treningów i odpowiedniej diety. Gorzej gdy trasa liczy 500-600 km, bo jest to jazda na tzw. strzał i to trochę komplikuje przygotowania. Ale bez względu na to ile jadę, czas na trening i przygotowanie odpowiednich posiłków zawsze musi się znaleźć. Choć wiadomo, że jak np. wypadną dwie nocki w pracy, to trening odpuszczam, na poczet snu, by być wypoczęty.