Michał jest kierowcą ciężarówek od 7 lat i praktycznie jeździ w transporcie międzynarodowym. Z tym tylko, że od 3 lat w trasie towarzyszy mu buldog francuski, który wabi się Pele.
Decyzja o wyborze rasy była dokładnie przemyślana, bo te psy są klasycznymi „leniwcami” i nie potrzebują dużo ruchu. Nawet, jak mówi jego właściciel, który stara się być aktywny w trasie i sporo biega, jest nawet trochę za leniwy. Przez pierwsze dwa lata wspólnie pokonywali kilometry po lasach czy parkach, ale potem psu ochota na to mu przeszła. Okazało się, że miał słomiany zapał do biegania. Woli za to zdecydowanie bardziej spacerować ze swym panem po górach.
Pele lubi też dobrze zjeść, a że miał pewne problemy z żołądkiem trzeba było zrezygnować z karmy suchej i mokrej i od pewnego czasu jego pan gotuje mu wołowinę, która wyraźnie mu służy.
Ta swoista „podwójna załoga” generalnie jest odbierana bardzo pozytywnie, bo wielu kierowców ma zwierzęta, z tym tylko, że nieliczni z nimi „pracują”. A sama praca też na szczęście nie jest tak ułożona, by na teren danej firmy miał problemy z wjazdem z czworonogiem. Generalnie też zanim dojdzie do samego zatrudnienia potencjalny pracodawca na wstępie jest informowany o tym, że będzie jeździł z towarzyszem, by potem uniknąć niepotrzebnych kłopotów i nieporozumień.
Pele jest równorzędnym partnerem w kabinie i nie ma specjalnie wyznaczonego miejsca, ale wiadomo, że ze względów bezpieczeństwa i pod kątem kontroli ma specjalny pas na fotelu pasażera w czasie jazdy. Oczywiście pies ma też swój europejski paszport, ale jak na razie jeszcze nigdzie nie musiał być okazywany. Ale wiadomo, że kary za jego brak potrafią być dotkliwe.
Jak twierdzi Michał parę razy zdarzyło mu się pojechać samemu, ale nie ukrywa, że czuł się wówczas trochę nieswojo, bo „przyjaciel” powinien towarzyszyć na co dzień, a nie tylko od święta.