Ania po raz drugi uczyła się jeździć ciężarówką

Od „zawsze” chciałam być kierowcą ciężarówki i po cichu gdzieś zazdrościłam dziewczynom, które jeżdżą zawodowo, ale nigdy nie sądziłam, że pójdę ich śladem. Ale 15 lat temu przeprowadziłam się do Wielkiej Brytanii i jak troszkę bardziej poduczyłam się języka, pomagałam ludziom w drobnych tłumaczeniach i tak trafiłam na kierowcę ciężarówki, zresztą teraz swojego serdecznego przyjaciela Sebastiana, który zaraził mnie już do końca pasją do tego zawodu.

Uprawnienia robiłam w UK i muszę przyznać, że nie było łatwo, zwłaszcza ze zdaniem egzaminu na kat. C, do którego podchodziłam 4 razy. Na E, na szczęście, poszło szybciej i bez większych problemów. Z racji tego, że byłam mamą dwójki dzieci jeździłam „wkoło komina” gdyż nie pozwala mi to na tzw. w Wielkiej Brytanii Tramping.

O powrocie do Polski myślałam od dawna, ale w końcu nadszedł przełomowy dzień, spakowaliśmy się i przyjechaliśmy do kraju. Zatrudniłam się u polskiego przewoźnika i powiem szczerze, że początki nie były łatwe, bo wcześniej cały czas jeździłam po Wyspach i miałem pewne trudności, by przestawić się na ruch prawostronny. Od razu przy pierwszym wyjeździe z bazy zaliczyłam krawężnik, bo ściągało mnie w drugą stronę.  Ale szefostwo było wyrozumiałe i dali mi szansę, bym na nowo nauczyła się jeździć. W pierwszą trasę pojechałam do Słowenii, Austrii potem były Niemcy i Włochy, a potem zjazd do domu. I wcale nie było tak źle, choć oczywiście nie obyło się bez problemów, jak choćby z cofaniem, bo zaczęłam to robić na lusterko pasażera.  Musiałem też nauczyć radzić sobie w trasie, bo wcześniej nie miałam kursów kilkudniowych. Niemniej pod tym względem początki nie były zbyt fajne, bo miałam przypadki, że wręcz musiałam się na parkingach zamykać w kabinie przed nachalnymi nagabywaniami ze strony kierowców, ale to nie byli nasi rodacy. W pierwszym przypadku pomógł mi polski kierowca, który powiedział, że jestem jego żoną i powiedział, by dali mi spokój, a innym razem nawet chcieli mi się włamać do kabiny, gdy spałam, ale przez radio poprosiłam o pomoc i z chyba setki polskich chłopaków, którzy obok mnie stali, przyszło raptem dwóch z dostawczaków i jeden taki „dziadziuś” z ciężarówki, ale to wystarczyło mi odpuścili. Gdy opowiedziałem o tym zdarzeniu w swojej firmie, szefostwo zareagowało błyskawicznie i od tej pory jeżdżę tylko od poniedziałku do piątku i weekendy spędzam w domu.

Sprawdź także